Spojrzałam
na drzwi wejściowe mojego domu, chcąc złapać za klamkę, ale zatrzymałam się i
zastygłam na chwilę, zupełnie jakbym była wykonana z marmuru. Wciąż w głowie
miałam obraz bursztynowych, lśniących oczu, roześmianych i szczęśliwych. Nie
wiem, czy chłopak został uratowany, czy lekarze dotarli do niego i po jakim
czasie, czy jeszcze wtedy żył. Moja wrodzona ciekawość nie dawała mi spokoju,
zasypywała mnie coraz to nowymi pytaniami, a sumienie powoli zaczynało kąsać
mnie od środka. Mam dopiero siedemnaście lat i odkąd mam prawo jazdy to był mój
pierwszy wypadek. Nie wiedziałam co robić w takiej sytuacji, ale przeczuwałam,
że konsekwencje mogą być dla mnie co najmniej tragiczne. Wolałam po prostu
schować głowę w piasek, uciec. Nie zrozumcie mnie źle, nie życzyłam temu
chłopakowi śmierci, jedynie bałam się o samą siebie.
Weszłam
do środka, było tam cicho i spokojnie. Tata spał, usłyszałam miarowe
pochrapywanie z jego sypialni. Odetchnęłam z ulgą i odłożyłam kluczyki na
szafkę koło wejścia. Postanowiłam coś jeszcze zjeść przed snem, więc
przygotowałam sobie lekką kolację i wraz z nią poszłam na górę. Posiłek
przerwał mi dźwięk telefonu. Dzwonił do mnie nieznany numer.
-
Haloo..? – odebrałam i dopiero wówczas zdałam sobie sprawę, że dochodziła
północ. Kto normalny dzwoni do nastolatki o północy?
-
Dziękuję ci.
Słaby,
niemalże gasnący głos wyszeptał te dwa słowa wprost do mojego ucha, a chłodny
dreszcz przebiegł wzdłuż linii mojego kręgosłupa. Nie znałam go, lecz mogłabym
powiedzieć wiele po zaledwie sekundzie, podczas której go usłyszałam. Był niski
i zachrypnięty, niewątpliwie męski. Zdawał się mieć kojące działanie.
Potrzebowałam usłyszeć te słowa jeszcze dziś, by móc spokojnie zamknąć oczy.
Moje sumienie uspokoiło się. Ktoś był mi wdzięczny. Właśnie, wciąż pozostawał
dla mnie KTOSIEM.
- Kto
mówi? – zadałam chyba najgłupsze z możliwych pytań. Kompletnie nie umiałam
utrzymać mrocznego klimatu rozmów rodem z filmów akcji. Byłam dość bezpośrednia
i otwarta, nie lubiłam tajemnic i zagadek. Nie byłam dobra w te klocki.
- Po
prostu ci dziękuję, Maddie.
Mój
rozmówca najwidoczniej był moim przeciwieństwem. Westchnęłam przeciągle. Byłam
strasznie zmęczona tym dniem. Za dużo wrażeń, za dużo przeżyć. Chwila… On znał
moje imię. Czy tylko mi się wydaje, czy przed chwilą usłyszałam od niego
„Maddie”?
-
Hmmm..kto mówi? – powtórzyłam z uporem maniaka, ale usłyszałam tylko świst
wypuszczanego powietrza. Po chwili westchnięcia uformowały się jakby w niemalże
niedosłyszalny chichot. Tak. Ten ktoś po prostu śmiał się do telefonu.
Resztkami sił.
- Śpij dobrze, Madison.
Nim
zdążyłam zebrać myśli by cokolwiek odpowiedzieć, usłyszałam tylko pojedyncze
sygnały zakończenia rozmowy. Byłam zbyt zmęczona, by pomyśleć o tym w
kategoriach innych, niż „może mi się przyśniło”. Z trudem zdjęłam ciuchy i
wsunęłam się pod kołdrę.
Kolejnego
dnia obudził mnie jakże przyjemny krzyk mojego ojca tuż nad moim uchem.
-
Madison, cholera, spóźnisz się do szkoły!
Przetarłam
dłonią oczy. Wczorajszego wieczoru nawet nie zmyłam makijażu więc stary tusz
rozmazał się po moim policzku. Leniwie otworzyłam oczy, ale promienie słoneczne
raziły mnie, więc szybko schowałam twarz pod koc.
-
Madison, nie żartuję, jest siódma trzydzieści, wstań!
Jeny,
odejdź, mam cię dość. Nie mam ochoty iść do szkoły, chcę tylko byś poszedł do
pracy, a ja zostanę w domu. Nie dawał jednak za wygraną. Złapał za kraniec koca
i ściągnął go ze mnie odsłaniając moje zmarznięte ciało ubrane jedynie w
bieliznę. O co ci chodzi, stary gnojku?! Jestem w szkole niemalże codziennie i
chyba zasłużyłam na jeden dzień przerwy.
- Już
wstaję, tatku… - odparłam przeciągając się i zarazem obserwując jak on
marszcząc swoje czoło wstaje i wychodzi z pokoju. Nie minęło pięć minut, a
trzasnęły za nim drzwi wejściowe.
Kolejna
pobudka miała miejsce już koło godziny dziesiątej. Po prostu się wyspałam.
Szybko wzięłam prysznic, spięłam włosy w kok i ubrałam czarny top na
ramiączkach i legginsy w panterkę. Mam totalnego świra na punkcie panterki.
Zeszłam po schodach na dół i usłyszałam, że mój telefon dzwoni. Numer nieznany.
Hmm…Po chwili zastanowienia odebrałam i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Halo? –
przytrzymując telefon ramieniem, zabrałam się do przygotowywania omletu. Byłam
strasznie głodna, a ta potrawa była najłatwiejszą i najszybszą z tych, które
potrafiłam zrobić.
- Jak się
spało? – usłyszałam słodki dziewczęcy głos przeplatany z szumem ruchliwego
miejsca. Szybko rozpoznałam moją przyjaciółkę i uśmiechnęłam się, smażąc swoje
śniadanie.
- Co
najmniej dobrze. Co tam w szkole, Michelle?
- Test z
matematyki, a poza tym nudno i nieciekawie. Ale dzwonię z inną sprawą… Nie
chciałabyś mi dzisiaj popołudniu potowarzyszyć?
- A co
będziemy robić?
- Pomagać
mojej mamie. Zgarnęła dodatkowe godziny i chyba nie da rady sama z tym
wszystkim. To tylko kwestia jednego popołudnia poświęconego pomocy innym! W
sumie, możesz ograniczyć się do minimum i po prostu tam być. Co, Maddie? Proszę…
Michelle
doskonale wiedziała, że nie przepadam za poświęcaniem swojego czasu na pomoc
innym. Byłam dość egoistyczna, to fakt, ale nie uszczęśliwiało mnie robienie
tych wszystkich rzeczy charytatywnie. Może to okropne, ale to jest sposób w
jaki zostałam wychowana. Nie mogę już go zmienić.
- Dobra,
Chellie. Przyjedź po mnie.
Zdążyłam
wypalić papierosa, zanim samochód mojej przyjaciółki podjechał naprzeciw mojego
domu. Ona nie lubiła faktu, że palę i umówmy się, niewiele osób to lubiło. To
był zły nałóg i chciałabym się go pozbyć, ale to zarazem takie przyjemne… Może
kiedyś nadejdzie moment, w którym nie będę tego potrzebować. Wzięłam do buzi
dwie gumy owocowe i wsiadłam do jej białego Opla, na którego jej rodzice wydali
dużo pieniędzy. Michelle była ich oczkiem w głowie. Przez bardzo długi okres
czasu była jedynaczką, a gdy skończyłyśmy trzynaście lat, w ich domu zamieszkał
Harry. Nie znam go praktycznie w ogóle, mimo, że od czterech lat niemalże
codziennie bywam u nich w domu. Harry to jakaś daleka rodzina Michelle. Jego
rodzice podobno umarli, a mama Michelle zaadoptowała chłopaka, żeby pomóc mu w
życiu. Cóż, szlachetne.
Michelle
wyglądała jak zawsze olśniewająco. Była piękną dziewczyną i nie mogłam
zrozumieć czemu jeszcze nigdy z nikim nie była, to było wręcz niemożliwe. Jej długie ciemne włosy spadały kaskadami na lekko opalone ramiona, a przywitała mnie jak zawsze promiennym, ślicznym uśmiechem. Ruszyłyśmy w niewiadomym mi kierunku. Dopiero, gdy zatrzymałyśmy się pod szpitalem zdałam sobie sprawę, że mama Michelle jest pielęgniarką na wydziale ratunkowym. A On może tam być. Serce zaczęło mi bić szybciej i poczułam się słabo. Nie chciałam spotykać osoby, którą wczoraj prawie zabiłam. Wciąż łudziłam się, że może nic się nie stało i już wyszedł? Ale należało stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością. Jest to co najmniej prawdopodobne, że zaraz go spotkam. Po prostu odwrócę wzrok i przegryzę język. Wyrzuty sumienia nie zabiły jeszcze nikogo, prawda? Weszłyśmy do szpitala i dostałyśmy białe fartuchy. Nasza praca opierała się na tym, że zmieniałyśmy pościel w kolejnych salach. Spodziewałam się, więc to dostałam. Leżał tam, na szpitalnym łóżku. Jego twarz nie była już pokryta krwią, więc mogłam się jej uważnie przyjrzeć. Kilka szwów na łuku brwiowym ujmowało jej na urodzie. Mocno zarysowana szczęka i delikatny uśmiech majaczący na ustach. Tak samo szokujący jak poprzedniego wieczoru. Spojrzenie miał wbite w sufit, więc niemalże się modliłam, by nie rozpoznał we mnie swojego oprawcy. Jedną rękę miał w gipsie, oddychał jakimiś przedziwnymi aparaturami powpinanymi w jego usta. Z jego ciała wychodziły miliony plastikowych rurek. Wyglądał... źle. Choć całkiem dobrze, jak na osobę, która ledwo uniknęła śmierci. Jego bursztynowe oczy przebiegły wzdłuż sali i zatrzymały się na mnie. Ponownie magnetycznie zatrzymały mnie na dłuższą chwilę swoim uroczym blaskiem i szaloną głębią. Nigdy nie widziałam piękniejszych oczu. Nawet nie wiem kiedy i gdzie zniknęła moja przyjaciółka i szczerze? Mogłabym zostać w tym momencie na zawsze. To było coś magicznego, zupełnie jak opisywane w książkach chwile, gdy dziewczyna nie może oderwać się od chłopaka, a "coś" trudne do opisania zakuwa ją w kajdanki kolejnych minut spędzonych na po prostu kontakcie wzrokowym. Podeszłam bliżej i w końcu odpuściłam, przenosząc wzrok na to, co działo się aktualnie za oknem. Nie było to ani odrobinę interesujące, ale nie chciałam wyjść na dziwną. Chłopak mnie poznał. To było wręcz oczywiste, gdyż na jego ustach pojawił się ten sam co wczoraj delikatny, ale bardzo szczęśliwy uśmiech.
- Jak się czujesz? - szepnęłam w końcu, zabierając spod jego głowy poduszkę i zdejmując z niej poszewkę, a zakładając nową. Pomieszczenie przeszyła zabójcza cisza, a uśmiech jedynie poszerzył się. Ujrzałam rządek błyszczących, białych zębów. Co cię cholera cieszy? Ten chłopak musi być jakiś nienormalny... Podniosłam delikatnie jego głowę i podłożyłam czystą poduszkę. - Słuchaj... nie wiem, co mogę powiedzieć. Mogę zapłacić za twoje leczenie. Strasznie mi przykro, ja po prostu... Cóż, nie będę się tłumaczyć, to nie ma sensu. Zostawię ci mój numer i możesz zadzwonić, jak wyjdziesz ze szpitala...
- Maddie... - mruknął ledwo dosłyszalnym głosem i spojrzał na mnie, przyciągając mój wzrok. W tej chwili poczułam się, jakbym miała ogromną dziurę w głowie i pominęła jakiś ważny moment. Zaraz, zaraz... Nie znałam go, prawda? Dlaczego jego głos jest taki znajomy i skąd do cholery zna moje imię?
I dlaczego do mnie zadzwonił wczoraj wieczorem?
Kim on, cholera, jest?
- Skąd...? - odezwałam się słabo i trzymając w dłoni kołdrę zabraną z jego łóżka miałam wrażenie, że robi mi się niedobrze.
- Na prawdę mnie nie pamiętasz?
- Przepraszam, ale... nie.
Zdjęłam brudną poszewkę wrzucając ją do kubła, który woziłam za sobą i wyjęłam z drugiej jego strony czystą pościel. Gdy wszystko było już gotowe, położyłam kołdrę na nim poprawiając ją dłońmi.
- Madison, kochanie... To chyba ja powinienem mieć amnezję po tym, co się wczoraj stało, a nie ty.
Czekaj, czekaj... "Kochanie"?! Co się dzieje w tym miejscu i czemu jestem postawiona w tak dziwnej sytuacji?
~*~
Dziękuję Wam misie za 20 komentarzy pod prologiem i ponad 200 wyświetleń bloga po zaledwie 24 godzinach od dodania pierwszego postu! Uwierzcie mi, strasznie mnie to motywuje. Wiem, że ten rozdział nie jest nawet w połowie DOBRY, ale nigdy nie byłam dobra w pisaniu początków. Akcja musi się po prostu rozkręcić. Jak myślicie, który chłopak jest teraz w szpitalu? I dlaczego nazywa Madison "kochaniem"? Piszcie, jak wam się podoba ten rozdział. Kocham Was :*
@avonsie
Świetny pierwszy rozdział, coś czuję, że będę to czytać to tak regularnie jak Danger'a :-)
OdpowiedzUsuńNo w szpitalu, to mi się wydaje, że po tym wypadku :-)
omg omg robi się ciekawie haha
OdpowiedzUsuńdziewczyno ty masz talent! pisz dalej :)
a poza tym ten rozdział jest ŚWIETNY! <3
@foodloveu
O BOZE HJTRBGDVJKFDBSMV JEJU JREHEDSKHFCNKDJSHK CAŁA SIĘ TRZĘSĘ. NO NIE WIEM CO POWIEDZIEĆ! To jest takie idealne, tez chce tak pisac! Kocham cię, rozumiesz?! KOCHAM! Pisz dłuższe rozdziały, bo eksploduje! Kiedy będzie następny?! Nie mogę wytrzymać, omg! YHGFEBSHJFGHBEKHSFH
OdpowiedzUsuńJutro lub pojutrze <3
UsuńPrzepraszam że nie skomentowałam prologu. Myślałam że jak wejdę na komputer to zdąrzę a tu już pierwszy rozdział :o
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny. Wciągnął mnie, serio. Napisałabym więcej coś ale się ośmieszę. Będzie jeszcze na to czas.
Czekam na 2 rozdział :)
pozdrawiam x
Rozdział świetny i prolog też. Czekam na kolejny. @Furby_xoxo
OdpowiedzUsuńto cudowne, kocham to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńJEJKU :O Nie mam najmniejszego pojęcia kim jest gosc ze szpitala XD Ale tak bardzo chcę się tego dowiedzieć, że wertgvf rozdzial cudowny<3 @vermiculee
OdpowiedzUsuńOMG! Świetne !
OdpowiedzUsuńWOW! CUDOWNE
OdpowiedzUsuńAle się wciągnęlam a tu nagle koniec! Rozdzial swietny czekam na następny!
OdpowiedzUsuńkurde, strasznie wciągający *.* nie mogę się doczekać następnego!
OdpowiedzUsuń@mynameislifee xxx
cudowny rozdział, bardzo wciągające opowiadanie! pisz dalej :) czekam na next
OdpowiedzUsuń@neeveermiind
ciekawy xx
OdpowiedzUsuńo booooże kocham tego bloga !! jesteś niesamowita !
OdpowiedzUsuńhttp://blieveinourlove.blogspot.com/
super *___________*
OdpowiedzUsuńto jest świetne xD
OdpowiedzUsuńhaha, wyobrażam sobie co musi czuć Maddie. Jedno wielkie WHAT THE FUCK?!
OdpowiedzUsuń