wtorek, 3 września 2013

Rozdział 16. Wspólnie damy radę.

Harry’s POV
Usiadłem na nie pościelonym łóżku i schowałem twarz w dłonie. Przetarłem nimi oczy, starając się powrócić do normalności. Znowu w to wpadłeś, Styles, przemówiło moje sumienie, winiąc mnie za wszystkie niepowodzenia. I słusznie. Nie mogłem winić nikogo innego, prócz mnie. Szkoda tylko, że zdawałem sobie z tego sprawę za każdym razem, gdy nie miałem aktualnie co wstrzyknąć w żyłę. Sięgnąłem do szafki nocnej i podniosłem ramkę, która upadła rankiem podczas nerwowych poszukiwań tematu. To było moje ulubione zdjęcie. Nie bez powodu patrzyłem na nie co dnia, gdy budziłem się, by dodać sobie sił. Przedstawiało mnie i Maddie. Byliśmy wówczas na jakiejś imprezie u znajomych. Jej długie włosy spadają kaskadami na szczupłe ramiona i uśmiecha się, szczęście wprost wypływa z jej oczu bijących radosnym blaskiem. Jest taka piękna. Obejmuje mnie w talii, okazując jedynie minimum miłości, którą podobno tak mocno wówczas czuła. Odłożyłem fotografię na bok i wstałem z łóżka, podnosząc z ziemi czarny plecak.
Po chwili wbijałem lśniące ostrze igły w niewielką przerwę pomiędzy siniakami na lewej przegubie ręki.

Maddie’s POV
Podczas naszego pobytu u siostry Justina dopadła mnie prawdziwa rodzinna sielanka. Robiliśmy wiele wspaniałych rzeczy, we dwójkę lub w trójkę, a czasem nawet w gronie starych znajomych Biebsa. Wszyscy przyjmowali mnie z otwartymi ramionami i miałam niezwykłą ochotę cofnąć się do dnia, gdy szłam do liceum i udać się do szkoły właśnie tutaj. Miałam wrażenie, że nie panują tutaj żadne podziały, a każdy jest tak samo dobrą i kochaną osobą. Dziewczyny nie były o nic zazdrosne i nawet byłe dziewczyny mojego chłopaka wykazywały szczerą chęć zaprzyjaźnienia się ze mną. Wprost jak idealnie stworzony świat, do którego każdy nastolatek chciałby przynależeć. To wszystko w komplecie z cudownym mężczyzną przy boku dawało mi ogromną dawkę szczęścia. Miałam wrażenie, że uzależniam się od bycia szczęśliwą, o ile to w ogóle możliwe. Z dnia na dzień zapominałam o każdej złej chwili, o każdym złym wspomnieniu. To było jak złe sny, które przemijają w momencie otworzenia oczu.
Wtuliłam się w ramię Justina, siedzącego na skórzanej sofie. Spędzaliśmy popołudnie na niczym konkretnym, po prostu siedzieliśmy przed telewizorem i czekaliśmy, aż Rosie wróci z pracy i będziemy mogli zjeść wspólnie obiad. Jego ciepła skóra pachniała w ten wyjątkowy, szalenie przyjemny sposób. Zjechał swoją dłonią wzdłuż moich pleców, zatrzymując ją gdzieś po środku. Oderwał na moment wzrok od ekranu, by zwrócić twarz w moją stronę i zostawić na czubku mojej głowy delikatne muśnięcie pełnych warg.
- Dzisiaj wieczorem wyjdę na chwilę… Mam pewną sprawę do załatwienia – powiedział spokojnie, ponownie poświęcając swoje zainteresowanie kolorowym obrazkom migającym na ekranie TV. Przytaknęłam gestem głowy i oparłam policzek o jego klatkę piersiową, wsłuchując się w jego bicie serca. Możecie mnie zabić za te szczegółowe, rozczulające opisy, ale cholera, ten nieziemsko przystojny i seksowny facet był cały mój. Każdy drobny element potrafił wprawić mnie w zachwyt i nie czułam się z tym źle. – Wrócę najszybciej, jak się będzie działo.
- Dobrze, Justin. Zrobimy sobie z Rosie małe, domowe spa.
Odwrócił się w moją stronę wypuszczając mnie z tego czułego objęcia. Również zwróciłam się ku niemu i skrzyżowałam nogi siadając „po turecku”.
- Cieszy mnie to, że masz z nią taki dobry kontakt – wsunął dłoń we włosy i wyciągnął je ku górze delikatnie pociągając za końce. Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech.
- To wspaniała dziewczyna. Polubiłybyśmy się nawet gdybyśmy nie były do tego zmuszone ze względu na obecną sytuację – przyznałam szczerze.
- Chciałbym, żeby tak to wyglądało. To znaczy… Tak spokojnie. Chciałbym poznać cię z moimi rodzicami, założyć z tobą rodzinę. Nie teraz, ale w przyszłości… Jesteś idealną kobietą na rolę mojej żony, Maddie.
Poczułam jak motylki obijają się o ścianki mojego brzucha. Spuściłam wzrok. Pomimo tego, że od początku związku z Justinem zalewały mnie fale komplementów, wciąż nie potraciłam na nie prawidłowo reagować. Nigdy nie byłam dla nikogo nikim specjalnym. Ot, zwykła dziewczyna ze szkoły, która czasem pojawi się na jakiejś imprezie, a poza tym nie wyróżnia się absolutnie niczym. To szalone, że teraz chłopak wyglądający w TEN sposób wypowiada takie słowa do mnie.
- Dziękuję..
Usłyszałam chichot dochodzący z jego strony i gdy uniosłam twarz zobaczyłam go w pełni rozbawionego. Złapał moją twarz w dłonie, które idealnie pasowały do moich policzków.
- To takie urocze, gdy rumienisz się po komplemencie.
- Nie, to nie jest urocze. To wkurzające, tak naprawdę.
- Mi się to podoba – wiedziałam, że robił to specjalnie. Uwielbiał mnie zawstydzać i chyba czerpał z tego jakąś cholerną satysfakcję. Przejechał nosem wzdłuż linii mojej szczęki i zostawił na policzku delikatnego całusa. – Słodka, zawstydzona Maddie.
- Ugh, Justin!
Zaśmiał się jeszcze głośniej i tym razem jego usta napotkały czubek mojego nosa, który również pocałował. Doskonale wiedział jak obchodzić się z dziewczynami i można śmiało powiedzieć, że to było fantastyczne. Oparł czoło o moje i napotkał mój wzrok. Jego oczy lśniły intensywnie i miały kolor orzecha. Mogłabym w nich utonąć, gdyby nie fakt, że drzwi się otworzyły i w progu stanęła Rosalyn z pudełkiem pizzy w rękach.
- Następnym razem powieście kartkę z napisem „Nie przeszkadzać” na klamce. Nienawidzę tego, że wciąż wam przerywam te słodkie czułości – przywitała nas, zdejmując po drodze wysokie, czarne szpilki. Odstawiła kartonowe opakowanie na stoliku przed nami i poszła do kuchni, zostawiając tam torebkę i płaszczyk. Zima powoli odchodziła w niepamięć i coraz częściej robiło się słonecznie i ciepło.
Justin cmoknął szybko moje usta z szaleńczym uśmiechem i otworzył pudełko, by od razu urwać kawałek pizzy i wgryźć się w niego z pasją. Cholera, nawet jedząc wyglądał seksownie.

Wieczór nadszedł prędko i Justin zgodnie z zapowiedzią wyszedł około dziewiętnastej. Usiadłyśmy razem z jego siostrą na dywanie w salonie i zajęłyśmy się malowaniem sobie nawzajem paznokci. Naprawdę, ta dziewczyna była szalenie sympatyczna. Nie mogłam przypomnieć sobie, by podczas kilkumiesięcznego przebywania wspólnie, miała choć jeden słaby dzień. Zawsze biła od niej pozytywna energia, wiedziała co powiedzieć w każdej sytuacji i nieustannie mnie rozśmieszała. Była idealną przyjaciółką, uwierzcie mi. Mogłam jej się zwierzyć na każdy temat – fakt faktem, że nie na wszystkie chciałam. Wyobraźcie sobie moje przemyślenia o seksie z Justinem. Kierowane do jego siostry. Ugh.. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, ale szybko o tym zapomniałam, bo Rosie zagadała mnie o chętnie zakupu nowego samochodu.
- Marzy mi się śliczne Porsche.. Coś w stylu tego, który ma Junior – uwielbiałam ten słodki sposób, w który określała Justina, gdy nie było go przy nas.
- Porsche Panamera, piękny samochód.
- Chyba się na tym znasz, co?
- Tak, to.. – przerwałam w momencie, w którym poczułam kłujący ból w okolicy miednicy. Zupełnie, jakby ktoś wbił mi w to miejsce rozpalone ostrze. – Ahh.. – syknęłam przez zaciśnięte zęby i odłożyłam lakier do paznokci, opierając plecy o stojącą w pobliżu sofę.
- Wszystko w porządku, Mad? – Rosie również odłożyła wszystko co trzymała w dłoniach i uraczyła mnie uważne spojrzenie.
Przysięgłabym, że dostałam strzałą wystrzeloną z łuku, gdyby to tylko było możliwe. Zwinęłam się w kłębek starając się stłumić ból u źródła, ale na nic.
- Cholera, zadzwoń po Justina – szepnęłam z trudem. Sądziłam, że to on najlepiej oceni co mi jest. W końcu ostatnimi czasy polegałam tylko na jego zdaniu. To on musiał zdecydować co należy robić, bym ja uznała to za słuszne.
Kolejna fala bólu przeszyła całe moje ciało.
Miałam wrażenie, że płonę od środka i bałam się o swoje życie.
Bałam się, bo nie wiedziałam, co mam zrobić.
Rosie podniosła się z ziemi i pobiegła po telefon komórkowy. Usłyszałam jej kroki stłumione w kuchni, gdy krążyła wokół własnej osi próbując połączyć się z Bieberem.
- Kurwa, nie odbiera. Maddie, może zadzwonię po karetkę?
Położyłam się na podłodze, łapiąc się dłońmi za miejsce, z którego dochodziło to cholerne promieniowanie. W jednej chwili zrobiło mi się strasznie zimno, by po chwili uderzyła mnie fala gorąca. Muszę wspominać, że miałam takie uczucie po raz pierwszy w życiu?
- Zadzwoń jeszcze raz! Nigdzie nie pojadę, dopóki jego tu nie będzie! – mój głos wydobył się z ust w formie krzyku, choć wcale tego nie planowałam. Podniosłam się delikatnie na przedramionach, następnie na łokciach, aż w końcu udało mi się podnieść do pozycji stojącej. Pobiegłam ostatkiem sił do toalety, by upaść na kolana przed muszlą i zwrócić do niej zawartość mojego żołądka.
- Ja pierdole, Maddie! – usłyszałam rozpaczliwy krzyk Rosalyn, a po chwili nieco cichszą rozmowę. Dodzwoniła się. Podczas gdy ja usiadłam na zamkniętej toalecie, spuszczając wodę, usłyszałam jak dziewczyna podaje swojemu rozmówcy adres. Sięgnęłam powoli po szczotkę do zębów i umyłam je w ekspresowym tempie. Po chwili Rosie dołączyła do łazienki. – Dasz radę dojść do drzwi? Karetka już jest w drodze.
- Mówiłam ci, że nie pojadę bez niego! – złapałam się za brzuch obiema dłońmi i zwiesiłam głowę pomiędzy kolanami. Przypomniało mi się, że szkolna pielęgniarka zawsze kazała nam tak robić, gdy było nam niedobrze. Musiałam przyznać jej rację, w obecnej sytuacji, nieco mi to pomagało.
- Co mam poradzić, skoro on nie odbiera? Nie chcę, żebyś tu, kurwa, umarła, bo jemu zachciało się spacerków! Wstawaj, pomogę ci.
Złapała moje ramię i zarzuciła sobie na szyję. Wlokłam nogami zupełnie jakby były kilkudziesięciokilogramowymi workami piasku. W końcu dotarłam przed dom. Świeże powietrze uderzyło mnie w płuca i poczułam kolejną, nadchodzącą falę bólu. Zanim znalazłam się w karetce, straciłam przytomność.

Obudziłam się na niewygodnym, twardym łóżku. Bolały mnie żyły, czego przyczyną były powbijane w nie wenflony. Ostry, szpitalny zapach podrażnił moje nozdrza powodując lekki zawrót głowy. Gdy w końcu otworzyłam w pełni powieki, zobaczyłam Justina siedzącego naprzeciw mnie, z głową opartą o ścianę. Miał zamknięte oczy i najprawdopodobniej uciął sobie drzemkę. Zegarek stojący na szafce nocnej wskazywał czwartą dziesięć w nocy. Usiłowałam przypomnieć sobie cokolwiek od momentu, gdy zasłabłam pod domem aż do teraz, ale jedyne co widniało w mojej pamięci to szmer i głosy lekarzy debatujących o stanie mojego zdrowia. Podniosłam lekko dłoń pociągając w ten sposób za kroplówkę. Lek przeciwbólowy o nieznanej mi nazwie. Przyciągnęłam stojak w swoją stronę, a gdy ponownie ułożyłam się na poduszkach, Justin patrzył na mnie w milczeniu.
- Kochanie… - szepnął, gładząc wierzchem dłoni mój policzek.
- Co mi jest?
- To..dość zawiłe. Może porozmawiamy o tym rano? Wyśpij się jeszcze te kilka godzin.
- Justin, spałam wystarczająco dużo. Powiedz mi – mój ton brzmiał dość stanowczo, nawet jak na mnie. Nie bałam się postawić Bieberowi, pomimo, że był o wiele większy i silniejszy ode mnie. Wsunął dłoń we włosy i przeczesał je w górę, a następnie przegryzł lekko dolną wargę. Odwlekał moment uświadomienia mnie przez dłuższą chwilę. W końcu złapał w obie ręce moją niemalże bezwładną dłoń i spojrzał na mnie w dziwny sposób. Widziałam w tym spojrzeniu czysty smutek, żal i pewien rodzaj bezradności.
- Ymm.. ja zupełnie nie wiem jak to powiedzieć, Maddie.
- Dokładnie tak, jak powiedział to lekarz, Justin.
Zawahał się jeszcze chwilę, podczas której nie spuszczał ze mnie wzroku. Miałam wrażenie, że w jego oczach tlą się łzy, co było co najmniej przerażające. Bałam się, że za chwilę powie mi, że umieram i zostało mi kilka godzin życia. Bałam się, że powie o jakiejś nieuleczalnej chorobie..
- Będziemy mieli dziecko.
Tak, tego bałam się równie mocno.
- Słucham..? – szepnęłam nieświadomie, czując, że za chwilę rozpadnę się na tysiące małych kawałków. Nie taką informację chciałam usłyszeć, bo było to niemal równoznaczne z tym, czego bałam się wcześniej. Dziecko. To takie obce słowo. To takie niemożliwe, że we mnie istnieje coś… ktoś… innego. I to owoc mojej miłości z Justinem.
- Będziemy mieli dziecko. Jesteś w ciąży, Maddie.
- Przecież to niemożliwe, my zawsze..
- Pamiętasz tą noc, gdy byłaś w klubie z moją siostrą? Myślałem, że po takim jednym razie nic się nie stanie..
- Jak mogłeś o to nie zadbać, Justin?! – krzyknęłam i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z późnej godziny. Wokół nas zapanowała niezręczna cisza, ale miałam ją gdzieś. Byłam wściekła, bezradna, rozżalona… Mogłabym wykrzyczeć setki niecenzuralnych słów w jego kierunku. W swoim kierunku. Nie mogłam oskarżać o to tylko jego. Nie zgwałcił mnie, nie zrobił niczego bez mojej zgody. Byłam współwinna. Zobaczyłam jedną samotną łzę spływającą po jego policzku, a moje serce zamarło. Wysunęłam dłoń z jego objęcia, by wytrzeć nią mokry ślad, zupełnie tak, jak on robił za każdym razem. – Przepraszam, to nie twoja wina, ale ja.. Justin, mam dopiero osiemnaście lat. Sama jestem dzieckiem i ja.. my.. nie damy rady.
Ponownie zapadła cisza. W końcu chłopak wstał ze swojego miejsca i wsunął się powoli pod kołdrę zajmując miejsce obok mnie. Wziął mnie w swoje ramiona i pozwolił wybuchnąć histerycznym płaczem.
Nie miałam siły na nic innego.
Nie wiedziałam co mam zrobić, co mogę zrobić, by.. to przerwać.
Nie chciałam myśleć o aborcji. Zabicie kogoś było dla mnie najgorszą rzeczą na świecie, a gdy było to małe, bezbronne istnienie… Wyrzuciłam tę myśl z mojej głowy.
Pozostawała adopcja, ale nie mogłam tego załatwić legalnie bez zgody mojej matki. Nie chciałam, by się o tym dowiedziała.
Trwaliśmy w czułym objęciu do samego ranka, gdy o ósmej na salę weszła pielęgniarka, odpinając mnie od kroplówki. Moja głowa pękała od setek beznadziejnych pomysłów i nie miałam siły mówić, ruszać się, jeść. O dziesiątej przyszła kolejna pielęgniarka, która pobrała mi krew i wyszła bez słowa. Dopiero o dwunastej, gdy Justin wrócił z papierosa, cisza pomiędzy nami została zażegnana.
- Jestem na to gotowy. Jestem gotowy na to dziecko. Kocham cię i kocham tego malca. Poradzimy sobie, Madison. Wspólnie damy radę. Powiedz tylko, że tego chcesz, że chcesz spędzić ze mną resztę życia, by ją lub jego wychować… że chcesz poświęcić resztę swojej młodości dla kogoś innego.. że chcesz ze mną być i chcesz, zaangażować się w to na poważnie. Możemy stworzyć wspaniałą rodzinę, wystarczy tylko, że powiesz to teraz..
Przez kilka minut leżałam w milczeniu, a moje spojrzenie osiadało na martwym punkcie na suficie. W końcu odwróciłam się w jego stronę. Ujrzała błyszczące oczy, mocno zarysowaną szczękę i kości policzkowe. Włosy, ustawione, jak zawsze, ku górze. Mięśnie ramion przebijające się przez cienki materiał koszulki. Pełne usta, stworzone do pocałunków. Kochałam go i nie mogłam zaprzeczyć samej sobie. Pragnęłam z nim być, nawet w tak ciężkiej sytuacji, bo wiedziałam, że bez niego nie dam rady samodzielnie funkcjonować. Był moim tlenem, był po prostu niezbędny do poprawnej egzystencji.

- Chcę tego, Justin.

~*~
Powoli zbliżamy się do nieuchronnego końca. I w tym momencie pytanie do was: tworzyć drugą część DCS? :) Napiszcie w komentarzach!
Kocham Was, wiecie o tym?
@avonsie

17 komentarzy:

  1. Awwwww!
    Napisz kolejną część chętnie poczytam, Świetnie piszesz;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, no tego to bym się nie spodziewała. Taka szczęśliwa rodzinka ♥ Oczywiście, ze twórz drugą część, twórz dopóki Ci nie zabraknie pomysłów :)) @paatrrycjjaa

    OdpowiedzUsuń
  3. AWH! jakie to słodkie ^^ ja oczywiście bardzo bym się ucieszyła z drugiej częsci x Szkoda że już niedługo koniec pierwszej... ale to nic, jak planujesz drugą to jest super. Na pewno będę czytać ;) czekam na nn @Dreamer5512 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz :) super. Kocham to! @d0perihanna

    OdpowiedzUsuń
  5. WIEDZIAŁAM! ja wiedziałam że ona będzie w ciąży jak tylko przeczytałam opis ich pierwszego razu. po prostu wiedziałam!
    czekaj, czekaj... jak to do końca?! jeśli to koniec to ja MUSZĘ mieć drugą część!

    OdpowiedzUsuń
  6. pisz <3 ... to opowiadanie jest genialne :)

    OdpowiedzUsuń
  7. jejku! tego to ja się nie spodziewałam.. :] świetnie opowiadanie, więc bez żadnych dyskusji masz pisać drugą część!
    weny życzę! xx

    OdpowiedzUsuń
  8. To opowiadanie jest naprawdę wart miliona wejść oraz ponad miliona komentarzy. To co piszesz jest naprawdę wspaniałe i zasmuciłaś mnie, kiedy napisałaś, że to już prawie koniec. Dlatego proszę Cię o kolejną część przygód Maddie, Justina i Harry'ego.
    Co do rozdziału to... Niby nic się nie działo, a jednak i tak był ciekawy. Intrygujesz mnie, kobieto!
    Justin i jego bezmyślność... To własnie doprowadziło do ciąży Maddie, ale co na to poradzić. Końcówka była taka wzruszająca, że prawie się popłakałam. Prawie, bo rzadko, kiedy płacze na FF, także nie przejmuj się :)
    Jeśli nie będę komentować pod każdym rozdziałem, to przepraszam, ale od dzisiaj będę rzadko na komputerze, ale wiedz, że będę rozdział czytała, kiedy będę mogła i starała się od razu skomentować :)
    @ontariosman

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak !!! pisz dale !!!

    OdpowiedzUsuń
  10. cudne jak zawsze !!

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochanie nie bądź na mnie zła ale ostatnio nie mam czasu żeby na bieżąco czytać i komentować, przeprwaszam że moje komenrze nie pojawiają się zbyt często.
    Rozdział genialny, nie mogę się doczekać co będzie dalej.
    Niecierpliwie czekam
    @Fucked_Up_Kid

    OdpowiedzUsuń
  12. Piszesz drugą część nie obchodzi mnie czy chcesz bo jestem od tego uzależniona xd @lovelygosh

    OdpowiedzUsuń
  13. Zostałaś nominowana do Libster Adward. Zapraszam: http://storyjanoskians.blogspot.com/2013/09/zostaamnominowana-do-libster-adward.html

    OdpowiedzUsuń
  14. proszę dodaj nowy rozdział! umieram bez tego<3

    OdpowiedzUsuń
  15. Przez 2 miesiące nie mogłam czytać tego opowiadania. A gdy nadrobiłam straty okazuje się, że to już prawie koniec? Nie ładnie. Oczywiście że ma się ojawić 2część
    @aneta95pl

    OdpowiedzUsuń

podobał Ci się rozdział? skomentuj!