Harry’s POV
Usiadłem na nie pościelonym łóżku i schowałem twarz w
dłonie. Przetarłem nimi oczy, starając się powrócić do normalności. Znowu w to
wpadłeś, Styles, przemówiło moje sumienie, winiąc mnie za wszystkie
niepowodzenia. I słusznie. Nie mogłem winić nikogo innego, prócz mnie. Szkoda
tylko, że zdawałem sobie z tego sprawę za każdym razem, gdy nie miałem
aktualnie co wstrzyknąć w żyłę. Sięgnąłem do szafki nocnej i podniosłem ramkę,
która upadła rankiem podczas nerwowych poszukiwań tematu. To było moje ulubione
zdjęcie. Nie bez powodu patrzyłem na nie co dnia, gdy budziłem się, by dodać
sobie sił. Przedstawiało mnie i Maddie. Byliśmy wówczas na jakiejś imprezie u
znajomych. Jej długie włosy spadają kaskadami na szczupłe ramiona i uśmiecha
się, szczęście wprost wypływa z jej oczu bijących radosnym blaskiem. Jest taka
piękna. Obejmuje mnie w talii, okazując jedynie minimum miłości, którą podobno
tak mocno wówczas czuła. Odłożyłem fotografię na bok i wstałem z łóżka,
podnosząc z ziemi czarny plecak.
Po chwili wbijałem lśniące ostrze igły w niewielką przerwę
pomiędzy siniakami na lewej przegubie ręki.
Maddie’s POV
Podczas naszego pobytu u siostry Justina dopadła mnie
prawdziwa rodzinna sielanka. Robiliśmy wiele wspaniałych rzeczy, we dwójkę lub
w trójkę, a czasem nawet w gronie starych znajomych Biebsa. Wszyscy przyjmowali
mnie z otwartymi ramionami i miałam niezwykłą ochotę cofnąć się do dnia, gdy
szłam do liceum i udać się do szkoły właśnie tutaj. Miałam wrażenie, że nie
panują tutaj żadne podziały, a każdy jest tak samo dobrą i kochaną osobą.
Dziewczyny nie były o nic zazdrosne i nawet byłe dziewczyny mojego chłopaka
wykazywały szczerą chęć zaprzyjaźnienia się ze mną. Wprost jak idealnie
stworzony świat, do którego każdy nastolatek chciałby przynależeć. To wszystko
w komplecie z cudownym mężczyzną przy boku dawało mi ogromną dawkę szczęścia.
Miałam wrażenie, że uzależniam się od bycia szczęśliwą, o ile to w ogóle
możliwe. Z dnia na dzień zapominałam o każdej złej chwili, o każdym złym
wspomnieniu. To było jak złe sny, które przemijają w momencie otworzenia oczu.
Wtuliłam się w ramię Justina, siedzącego na skórzanej sofie.
Spędzaliśmy popołudnie na niczym konkretnym, po prostu siedzieliśmy przed
telewizorem i czekaliśmy, aż Rosie wróci z pracy i będziemy mogli zjeść
wspólnie obiad. Jego ciepła skóra pachniała w ten wyjątkowy, szalenie przyjemny
sposób. Zjechał swoją dłonią wzdłuż moich pleców, zatrzymując ją gdzieś po
środku. Oderwał na moment wzrok od ekranu, by zwrócić twarz w moją stronę i
zostawić na czubku mojej głowy delikatne muśnięcie pełnych warg.
- Dzisiaj wieczorem wyjdę na chwilę… Mam pewną sprawę do
załatwienia – powiedział spokojnie, ponownie poświęcając swoje zainteresowanie
kolorowym obrazkom migającym na ekranie TV. Przytaknęłam gestem głowy i oparłam
policzek o jego klatkę piersiową, wsłuchując się w jego bicie serca. Możecie
mnie zabić za te szczegółowe, rozczulające opisy, ale cholera, ten nieziemsko
przystojny i seksowny facet był cały mój. Każdy drobny element potrafił wprawić
mnie w zachwyt i nie czułam się z tym źle. – Wrócę najszybciej, jak się będzie
działo.
- Dobrze, Justin. Zrobimy sobie z Rosie małe, domowe spa.
Odwrócił się w moją stronę wypuszczając mnie z tego czułego
objęcia. Również zwróciłam się ku niemu i skrzyżowałam nogi siadając „po
turecku”.
- Cieszy mnie to, że masz z nią taki dobry kontakt – wsunął
dłoń we włosy i wyciągnął je ku górze delikatnie pociągając za końce. Na jego
twarzy zagościł lekki uśmiech.
- To wspaniała dziewczyna. Polubiłybyśmy się nawet gdybyśmy
nie były do tego zmuszone ze względu na obecną sytuację – przyznałam szczerze.
- Chciałbym, żeby tak to wyglądało. To znaczy… Tak
spokojnie. Chciałbym poznać cię z moimi rodzicami, założyć z tobą rodzinę. Nie
teraz, ale w przyszłości… Jesteś idealną kobietą na rolę mojej żony, Maddie.
Poczułam jak motylki obijają się o ścianki mojego brzucha.
Spuściłam wzrok. Pomimo tego, że od początku związku z Justinem zalewały mnie
fale komplementów, wciąż nie potraciłam na nie prawidłowo reagować. Nigdy nie
byłam dla nikogo nikim specjalnym. Ot, zwykła dziewczyna ze szkoły, która
czasem pojawi się na jakiejś imprezie, a poza tym nie wyróżnia się absolutnie
niczym. To szalone, że teraz chłopak wyglądający w TEN sposób wypowiada takie
słowa do mnie.
- Dziękuję..
Usłyszałam chichot dochodzący z jego strony i gdy uniosłam
twarz zobaczyłam go w pełni rozbawionego. Złapał moją twarz w dłonie, które
idealnie pasowały do moich policzków.
- To takie urocze, gdy rumienisz się po komplemencie.
- Nie, to nie jest urocze. To wkurzające, tak naprawdę.
- Mi się to podoba – wiedziałam, że robił to specjalnie.
Uwielbiał mnie zawstydzać i chyba czerpał z tego jakąś cholerną satysfakcję.
Przejechał nosem wzdłuż linii mojej szczęki i zostawił na policzku delikatnego
całusa. – Słodka, zawstydzona Maddie.
- Ugh, Justin!
Zaśmiał się jeszcze głośniej i tym razem jego usta napotkały
czubek mojego nosa, który również pocałował. Doskonale wiedział jak obchodzić
się z dziewczynami i można śmiało powiedzieć, że to było fantastyczne. Oparł
czoło o moje i napotkał mój wzrok. Jego oczy lśniły intensywnie i miały kolor
orzecha. Mogłabym w nich utonąć, gdyby nie fakt, że drzwi się otworzyły i w
progu stanęła Rosalyn z pudełkiem pizzy w rękach.
- Następnym razem powieście kartkę z napisem „Nie
przeszkadzać” na klamce. Nienawidzę tego, że wciąż wam przerywam te słodkie
czułości – przywitała nas, zdejmując po drodze wysokie, czarne szpilki.
Odstawiła kartonowe opakowanie na stoliku przed nami i poszła do kuchni,
zostawiając tam torebkę i płaszczyk. Zima powoli odchodziła w niepamięć i coraz
częściej robiło się słonecznie i ciepło.
Justin cmoknął szybko moje usta z szaleńczym uśmiechem i
otworzył pudełko, by od razu urwać kawałek pizzy i wgryźć się w niego z pasją. Cholera,
nawet jedząc wyglądał seksownie.
Wieczór nadszedł prędko i Justin zgodnie z zapowiedzią
wyszedł około dziewiętnastej. Usiadłyśmy razem z jego siostrą na dywanie w
salonie i zajęłyśmy się malowaniem sobie nawzajem paznokci. Naprawdę, ta
dziewczyna była szalenie sympatyczna. Nie mogłam przypomnieć sobie, by podczas
kilkumiesięcznego przebywania wspólnie, miała choć jeden słaby dzień. Zawsze
biła od niej pozytywna energia, wiedziała co powiedzieć w każdej sytuacji i
nieustannie mnie rozśmieszała. Była idealną przyjaciółką, uwierzcie mi. Mogłam
jej się zwierzyć na każdy temat – fakt faktem, że nie na wszystkie chciałam.
Wyobraźcie sobie moje przemyślenia o seksie z Justinem. Kierowane do jego
siostry. Ugh.. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, ale szybko o tym zapomniałam, bo
Rosie zagadała mnie o chętnie zakupu nowego samochodu.
- Marzy mi się śliczne Porsche.. Coś w stylu tego, który ma
Junior – uwielbiałam ten słodki sposób, w który określała Justina, gdy nie było
go przy nas.
- Porsche Panamera, piękny samochód.
- Chyba się na tym znasz, co?
- Tak, to.. – przerwałam w momencie, w którym poczułam
kłujący ból w okolicy miednicy. Zupełnie, jakby ktoś wbił mi w to miejsce
rozpalone ostrze. – Ahh.. – syknęłam przez zaciśnięte zęby i odłożyłam lakier
do paznokci, opierając plecy o stojącą w pobliżu sofę.
- Wszystko w porządku, Mad? – Rosie również odłożyła
wszystko co trzymała w dłoniach i uraczyła mnie uważne spojrzenie.
Przysięgłabym, że dostałam strzałą wystrzeloną z łuku, gdyby
to tylko było możliwe. Zwinęłam się w kłębek starając się stłumić ból u źródła,
ale na nic.
- Cholera, zadzwoń po Justina – szepnęłam z trudem.
Sądziłam, że to on najlepiej oceni co mi jest. W końcu ostatnimi czasy
polegałam tylko na jego zdaniu. To on musiał zdecydować co należy robić, bym ja
uznała to za słuszne.
Kolejna fala bólu przeszyła całe moje ciało.
Miałam wrażenie, że płonę od środka i bałam się o swoje
życie.
Bałam się, bo nie wiedziałam, co mam zrobić.
Rosie podniosła się z ziemi i pobiegła po telefon komórkowy.
Usłyszałam jej kroki stłumione w kuchni, gdy krążyła wokół własnej osi próbując
połączyć się z Bieberem.
- Kurwa, nie odbiera. Maddie, może zadzwonię po karetkę?
Położyłam się na podłodze, łapiąc się dłońmi za miejsce, z
którego dochodziło to cholerne promieniowanie. W jednej chwili zrobiło mi się
strasznie zimno, by po chwili uderzyła mnie fala gorąca. Muszę wspominać, że
miałam takie uczucie po raz pierwszy w życiu?
- Zadzwoń jeszcze raz! Nigdzie nie pojadę, dopóki jego tu
nie będzie! – mój głos wydobył się z ust w formie krzyku, choć wcale tego nie
planowałam. Podniosłam się delikatnie na przedramionach, następnie na łokciach,
aż w końcu udało mi się podnieść do pozycji stojącej. Pobiegłam ostatkiem sił
do toalety, by upaść na kolana przed muszlą i zwrócić do niej zawartość mojego
żołądka.
- Ja pierdole, Maddie! – usłyszałam rozpaczliwy krzyk
Rosalyn, a po chwili nieco cichszą rozmowę. Dodzwoniła się. Podczas gdy ja
usiadłam na zamkniętej toalecie, spuszczając wodę, usłyszałam jak dziewczyna
podaje swojemu rozmówcy adres. Sięgnęłam powoli po szczotkę do zębów i umyłam
je w ekspresowym tempie. Po chwili Rosie dołączyła do łazienki. – Dasz radę
dojść do drzwi? Karetka już jest w drodze.
- Mówiłam ci, że nie pojadę bez niego! – złapałam się za
brzuch obiema dłońmi i zwiesiłam głowę pomiędzy kolanami. Przypomniało mi się,
że szkolna pielęgniarka zawsze kazała nam tak robić, gdy było nam niedobrze.
Musiałam przyznać jej rację, w obecnej sytuacji, nieco mi to pomagało.
- Co mam poradzić, skoro on nie odbiera? Nie chcę, żebyś tu,
kurwa, umarła, bo jemu zachciało się spacerków! Wstawaj, pomogę ci.
Złapała moje ramię i zarzuciła sobie na szyję. Wlokłam
nogami zupełnie jakby były kilkudziesięciokilogramowymi workami piasku. W końcu
dotarłam przed dom. Świeże powietrze uderzyło mnie w płuca i poczułam kolejną,
nadchodzącą falę bólu. Zanim znalazłam się w karetce, straciłam przytomność.
Obudziłam się na niewygodnym, twardym łóżku. Bolały mnie
żyły, czego przyczyną były powbijane w nie wenflony. Ostry, szpitalny zapach
podrażnił moje nozdrza powodując lekki zawrót głowy. Gdy w końcu otworzyłam w
pełni powieki, zobaczyłam Justina siedzącego naprzeciw mnie, z głową opartą o
ścianę. Miał zamknięte oczy i najprawdopodobniej uciął sobie drzemkę. Zegarek
stojący na szafce nocnej wskazywał czwartą dziesięć w nocy. Usiłowałam
przypomnieć sobie cokolwiek od momentu, gdy zasłabłam pod domem aż do teraz,
ale jedyne co widniało w mojej pamięci to szmer i głosy lekarzy debatujących o
stanie mojego zdrowia. Podniosłam lekko dłoń pociągając w ten sposób za
kroplówkę. Lek przeciwbólowy o nieznanej mi nazwie. Przyciągnęłam stojak w
swoją stronę, a gdy ponownie ułożyłam się na poduszkach, Justin patrzył na mnie
w milczeniu.
- Kochanie… - szepnął, gładząc wierzchem dłoni mój policzek.
- Co mi jest?
- To..dość zawiłe. Może porozmawiamy o tym rano? Wyśpij się
jeszcze te kilka godzin.
- Justin, spałam wystarczająco dużo. Powiedz mi – mój ton
brzmiał dość stanowczo, nawet jak na mnie. Nie bałam się postawić Bieberowi,
pomimo, że był o wiele większy i silniejszy ode mnie. Wsunął dłoń we włosy i
przeczesał je w górę, a następnie przegryzł lekko dolną wargę. Odwlekał moment
uświadomienia mnie przez dłuższą chwilę. W końcu złapał w obie ręce moją
niemalże bezwładną dłoń i spojrzał na mnie w dziwny sposób. Widziałam w tym
spojrzeniu czysty smutek, żal i pewien rodzaj bezradności.
- Ymm.. ja zupełnie nie wiem jak to powiedzieć, Maddie.
- Dokładnie tak, jak powiedział to lekarz, Justin.
Zawahał się jeszcze chwilę, podczas której nie spuszczał ze
mnie wzroku. Miałam wrażenie, że w jego oczach tlą się łzy, co było co najmniej
przerażające. Bałam się, że za chwilę powie mi, że umieram i zostało mi kilka
godzin życia. Bałam się, że powie o jakiejś nieuleczalnej chorobie..
- Będziemy mieli dziecko.
Tak, tego bałam się równie mocno.
- Słucham..? – szepnęłam nieświadomie, czując, że za chwilę
rozpadnę się na tysiące małych kawałków. Nie taką informację chciałam usłyszeć,
bo było to niemal równoznaczne z tym, czego bałam się wcześniej. Dziecko. To
takie obce słowo. To takie niemożliwe, że we mnie istnieje coś… ktoś… innego. I
to owoc mojej miłości z Justinem.
- Będziemy mieli dziecko. Jesteś w ciąży, Maddie.
- Przecież to niemożliwe, my zawsze..
- Pamiętasz tą noc, gdy byłaś w klubie z moją siostrą?
Myślałem, że po takim jednym razie nic się nie stanie..
- Jak mogłeś o to nie zadbać, Justin?! – krzyknęłam i
dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z późnej godziny. Wokół nas zapanowała
niezręczna cisza, ale miałam ją gdzieś. Byłam wściekła, bezradna, rozżalona…
Mogłabym wykrzyczeć setki niecenzuralnych słów w jego kierunku. W swoim
kierunku. Nie mogłam oskarżać o to tylko jego. Nie zgwałcił mnie, nie zrobił
niczego bez mojej zgody. Byłam współwinna. Zobaczyłam jedną samotną łzę
spływającą po jego policzku, a moje serce zamarło. Wysunęłam dłoń z jego
objęcia, by wytrzeć nią mokry ślad, zupełnie tak, jak on robił za każdym razem.
– Przepraszam, to nie twoja wina, ale ja.. Justin, mam dopiero osiemnaście lat.
Sama jestem dzieckiem i ja.. my.. nie damy rady.
Ponownie zapadła cisza. W końcu chłopak wstał ze swojego miejsca
i wsunął się powoli pod kołdrę zajmując miejsce obok mnie. Wziął mnie w swoje
ramiona i pozwolił wybuchnąć histerycznym płaczem.
Nie miałam siły na nic innego.
Nie wiedziałam co mam zrobić, co mogę zrobić, by.. to
przerwać.
Nie chciałam myśleć o aborcji. Zabicie kogoś było dla mnie
najgorszą rzeczą na świecie, a gdy było to małe, bezbronne istnienie…
Wyrzuciłam tę myśl z mojej głowy.
Pozostawała adopcja, ale nie mogłam tego załatwić legalnie
bez zgody mojej matki. Nie chciałam, by się o tym dowiedziała.
Trwaliśmy w czułym objęciu do samego ranka, gdy o ósmej na
salę weszła pielęgniarka, odpinając mnie od kroplówki. Moja głowa pękała od
setek beznadziejnych pomysłów i nie miałam siły mówić, ruszać się, jeść. O
dziesiątej przyszła kolejna pielęgniarka, która pobrała mi krew i wyszła bez
słowa. Dopiero o dwunastej, gdy Justin wrócił z papierosa, cisza pomiędzy nami
została zażegnana.
- Jestem na to gotowy. Jestem gotowy na to dziecko. Kocham
cię i kocham tego malca. Poradzimy sobie, Madison. Wspólnie damy radę. Powiedz
tylko, że tego chcesz, że chcesz spędzić ze mną resztę życia, by ją lub jego
wychować… że chcesz poświęcić resztę swojej młodości dla kogoś innego.. że
chcesz ze mną być i chcesz, zaangażować się w to na poważnie. Możemy stworzyć
wspaniałą rodzinę, wystarczy tylko, że powiesz to teraz..
Przez kilka minut leżałam w milczeniu, a moje spojrzenie
osiadało na martwym punkcie na suficie. W końcu odwróciłam się w jego stronę.
Ujrzała błyszczące oczy, mocno zarysowaną szczękę i kości policzkowe. Włosy,
ustawione, jak zawsze, ku górze. Mięśnie ramion przebijające się przez cienki
materiał koszulki. Pełne usta, stworzone do pocałunków. Kochałam go i nie
mogłam zaprzeczyć samej sobie. Pragnęłam z nim być, nawet w tak ciężkiej
sytuacji, bo wiedziałam, że bez niego nie dam rady samodzielnie funkcjonować.
Był moim tlenem, był po prostu niezbędny do poprawnej egzystencji.
- Chcę tego, Justin.
~*~
Powoli zbliżamy się do nieuchronnego końca. I w tym momencie pytanie do was: tworzyć drugą część DCS? :) Napiszcie w komentarzach!
Kocham Was, wiecie o tym?
@avonsie
Awwwww!
OdpowiedzUsuńNapisz kolejną część chętnie poczytam, Świetnie piszesz;))
Świetne, no tego to bym się nie spodziewała. Taka szczęśliwa rodzinka ♥ Oczywiście, ze twórz drugą część, twórz dopóki Ci nie zabraknie pomysłów :)) @paatrrycjjaa
OdpowiedzUsuńAWH! jakie to słodkie ^^ ja oczywiście bardzo bym się ucieszyła z drugiej częsci x Szkoda że już niedługo koniec pierwszej... ale to nic, jak planujesz drugą to jest super. Na pewno będę czytać ;) czekam na nn @Dreamer5512 <3
OdpowiedzUsuńPisz :) super. Kocham to! @d0perihanna
OdpowiedzUsuńWIEDZIAŁAM! ja wiedziałam że ona będzie w ciąży jak tylko przeczytałam opis ich pierwszego razu. po prostu wiedziałam!
OdpowiedzUsuńczekaj, czekaj... jak to do końca?! jeśli to koniec to ja MUSZĘ mieć drugą część!
pisz! to jest swietne! :)
OdpowiedzUsuńkocham to! <3
OdpowiedzUsuńpisz <3 ... to opowiadanie jest genialne :)
OdpowiedzUsuńjejku! tego to ja się nie spodziewałam.. :] świetnie opowiadanie, więc bez żadnych dyskusji masz pisać drugą część!
OdpowiedzUsuńweny życzę! xx
To opowiadanie jest naprawdę wart miliona wejść oraz ponad miliona komentarzy. To co piszesz jest naprawdę wspaniałe i zasmuciłaś mnie, kiedy napisałaś, że to już prawie koniec. Dlatego proszę Cię o kolejną część przygód Maddie, Justina i Harry'ego.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to... Niby nic się nie działo, a jednak i tak był ciekawy. Intrygujesz mnie, kobieto!
Justin i jego bezmyślność... To własnie doprowadziło do ciąży Maddie, ale co na to poradzić. Końcówka była taka wzruszająca, że prawie się popłakałam. Prawie, bo rzadko, kiedy płacze na FF, także nie przejmuj się :)
Jeśli nie będę komentować pod każdym rozdziałem, to przepraszam, ale od dzisiaj będę rzadko na komputerze, ale wiedz, że będę rozdział czytała, kiedy będę mogła i starała się od razu skomentować :)
@ontariosman
Tak !!! pisz dale !!!
OdpowiedzUsuńcudne jak zawsze !!
OdpowiedzUsuńKochanie nie bądź na mnie zła ale ostatnio nie mam czasu żeby na bieżąco czytać i komentować, przeprwaszam że moje komenrze nie pojawiają się zbyt często.
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, nie mogę się doczekać co będzie dalej.
Niecierpliwie czekam
@Fucked_Up_Kid
Piszesz drugą część nie obchodzi mnie czy chcesz bo jestem od tego uzależniona xd @lovelygosh
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Adward. Zapraszam: http://storyjanoskians.blogspot.com/2013/09/zostaamnominowana-do-libster-adward.html
OdpowiedzUsuńproszę dodaj nowy rozdział! umieram bez tego<3
OdpowiedzUsuńPrzez 2 miesiące nie mogłam czytać tego opowiadania. A gdy nadrobiłam straty okazuje się, że to już prawie koniec? Nie ładnie. Oczywiście że ma się ojawić 2część
OdpowiedzUsuń@aneta95pl