Wsunęłam bukiet kwiatów do wazonu, układając pojedyncze
pąki, by tworzyły ładną całość. Odstawiłam go na półkę, uśmiechając się z
zadowoleniem ze swojego dzieła.
- Justin, skończyłam! – zawołałam, krzyżując ręce na klatce
piersiowej i podziwiając dekorację, którą stworzyłam w pokoju dziennym.
Wszystkie nasze rzeczy były już rozpakowane, ostatni komplet mebli i drobnych
artykułów dekoracyjnych dotarł dzisiejszego poranka.
Chłopak szybko pojawił się przy moim boku, wsuwając ramię na
moją talię i obejmując mnie. Rzucił bystrym spojrzeniem na moje dzieło. Kąciki
jego ust powędrowały nieśmiało ku górze, tworząc delikatny uśmiech.
- I jak ci się podoba? – zapytałam, zwracając się w jego
stronę. Mój duży brzuch znacznie przeszkadzał w tworzeniu między nami intymnych
sytuacji. Czasami bywał przeszkodą, gdy chciałam przytulić się do Justina i ze
smutkiem stwierdzałam, że nie mogę być już ani centymetra bliżej niego, gdyż
nasze brzuchy się dotykają. Tak było i tym razem, gdy moje dłonie wylądowały na
jego karku, a on z uśmiechem połączył nasze usta lekkim, czułym pocałunkiem.
- Pięknie to wygląda. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to nasz
dom, a nie cudo z katalogu.
Przytaknęłam gestem głowy i opadłam na najbliższą sofę pokrytą białym skóro-podobnym materiałem. Położyłam obie dłonie na wierzchu
brzucha i pogładziłam go kciukiem. Bieber natychmiastowo przykucnął naprzeciwko
mnie i złączył usta w dzióbek, cmokając mój brzuch.
- Nie mogę się doczekać – szepnął, przykładając policzek i
próbując usłyszeć ruchy naszego dziecka. Uśmiechał się przy tym i delikatnie
mrużył powieki, wyglądając cudownie uroczo. Nigdy nie przypuszczałam, że taka
sytuacja będzie mnie cieszyć. Być może działo się tak dlatego, że już dawno
zapomniałam o tym, ile mam lat – czułam się po prostu dorosłą kobietą, która
jest spełniona przy boku swojego mężczyzny, z którym wspólnie zdecydowali się
na dziecko. Przeszkadzała mi przeszłość, która była zupełnie inna od tej, którą
sobie wyobrażałam. Poznaliśmy się, ponieważ Justin uratował mi życie. Działo
się wówczas wiele złych rzeczy i uwierzcie mi – moja nienawiść do Harry’ego
Stylesa wciąż ciągnęła się jednostajnym rytmem. Czas nie leczy ran, pozwala nam
tylko o nich zapomnieć. Mimo to, gdybym teraz zobaczyła go, przykładowo,
spokojnie idącego w moim kierunku, nie mogę być pewna, że nie rzuciłabym się na
niego z zamiarem wydrapania mu oczu. Nawet będąc ciężarną.
- Chciałbym, żeby to była dziewczynka – dodał po chwili,
wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się na te słowa, odgarniając kilka
kosmyków włosów z mojej twarzy i wsuwając je za ucho.
- Zazwyczaj faceci chcą syna, prawda?
- Może. Nie obchodzi mnie to. Chciałbym córeczkę, która
byłaby kropka w kropkę podobna do ciebie, taką malutką ślicznotkę. Jak ją
nazwiemy?
- Nie wiem, nie jestem dobra w wymyślaniu imion. Moje
zabawki zawsze nazywały się „Lala” albo „Miś” – mruknęłam, na co
Justin zachichotał. Wstał i usiadł obok mnie, pozwalając mi położyć się,
umieszczając głowę na jego kolanach. Uniosłam wzrok na jego uśmiechniętą buzię.
Wsunął palce pomiędzy moje włosy i począł się bawić pojedynczym kosmykami.
- Kocham cię, Maddie. Uwielbiam spędzać z tobą czas –
powiedział nagle, a moje policzki spłonęły gorącym rumieńcem. Pomimo tak
długiego związku z Justinem, wciąż zawstydzały mnie jego komplementy, idealnie
dobrane i zawsze powodujące falę gorąca w moim ciele. Uśmiechnęłam się skromnie, gdyż tak jak
zawsze, nie miałam pojęcia co odpowiedzieć.
Z opresji wyratował mnie sygnał telefonu Biebera. Przeprosił
mnie i podniósł się, by wziąć telefon z szafki obok kanapy, a następnie
nacisnąć zieloną słuchawkę i odebrać to połączenie. Ułożyłam się wygodnie na
plecach, zginając nogi w kolanach. Wzięłam ze stolika kawowego magazyn o
wnętrzach i zaczęłam przeglądać zbiór pięknych fotografii w oczekiwaniu na
powrót Justina.
Przykucnął obok mnie i jego usta napotkały mój policzek,
muskając go słodko.
- Chodź ze mną na chwilę – szepnął mi od ucha, a następnie
podniósł się i wyciągnął ku mnie swoją dłoń. Usiadłam, a następnie chwyciłam
jego rękę i ruszyłam tuż za nim. Poprowadził mnie na górę, wprost do swojego
gabinetu. Nie lubiłam tam wchodzić, miałam wrażenie, że naruszam jakąś jego
prywatność, w dzieciństwie to samo uczucie towarzyszyło mi, gdy odwiedzałam
gabinet mojego ojca. To pomieszczenie zawsze pozostawało z dala ode mnie, a
mnie nawet nie kusiło, by tam zaglądać. Weszłam do środka i oparłam się
pośladkami o blat szerokiego biurka. Nie miałam wcześniej okazji, by rozejrzeć się i
zobaczyć, jak pięknie i starannie wykonano meble do tego pokoju. Drewniana
biblioteczka zajmowała całą ścianę naprzeciwko mnie. Wypełniona była po brzegi
pięknie obitymi książkami. Na prawo znajdowało się duże okno, przysłonięte
zieloną zasłoną. Po lewej drzwi i kilka półek, a na nich nieznane mi dyplomy,
potwierdzenia, a także dwie ramki na zdjęcia – jedno z fotografią jego
rodziców i siostry, a drugie na którym znajdowałam się ja. Nie poznawałam okoliczności
powstania tego zdjęcia. Wstałam i podeszłam do niego, biorąc ramkę w obie
dłonie. Stałam zwrócona profilem do fotografa, wyraźnie zadowolona z czegoś,
śmiałam się w niebogłosy. Delikatne zmarszczki okalały moje oczy. Miałam na
sobie białą koszulkę i jasne jeansy, wyglądałam jak zwykła dziewczyna z
liceum. Justin podszedł do mnie, zabierając z moich rąk zdjęcie i odstawiając
je z powrotem na miejsce. Obchodził się z nim delikatnie, zupełnie jakby bał
się jakiegokolwiek uszkodzenia.
- Justin… - szepnęłam odwracając się w jego stronę.
- To zdjęcie było wtedy w kopercie, kiedy dostaliśmy
zlecenie, by cię zabić.
- Ale..
Przyłożył palec wskazujący do moich ust, zatrzymując kolejne
słowa. Jego dłoń oplotła mój policzek i oparł się czołem o moje. Przez dłuższą
chwilę milczał, by w końcu oblizać usta i oderwać się ode mnie, siadając na
blacie biurka.
- To dzięki niemu wiedziałem, że nie mogę im pozwolić na
zabicie ciebie. Widok twojego uśmiechu sprawia, że mogę poświęcić wszystko, byś
była szczęśliwa.
Jego słowa spowodowały, że przeszedł mnie dziwny dreszcz. Nie
wiedziałam, czy było to przyjemne, czy przerażające – w końcu słuchanie o
możliwości własnej śmierci nie należało do najwspanialszych wizji.
Podniósł się i sięgnął do szafki w biurku, by wyjąć z niej
średniej wielkości, kwadratowe pudełko obite czarnym, zamszowym materiałem. Trzymał
je w obu dłoniach i wysunął w moją stronę. Nieśmiało uniosłam wieczko, a mój
wzrok napotkał śliczny, złoty łańcuszek. Jego blask wydawał się krzyczeć do
mnie „Załóż mnie, załóż mnie natychmiast!”. Uwielbiałam biżuterię, a
szczególnie tak piękną. Wisiorek był wykaligrafowanym słowem – JUSTIN. Przejechałam
opuszkami palców po idealnym napisie i natychmiastowo przymknęłam oczy. Bałam
się, że za chwilę rozpłaczę się ze wzruszenia. Dużo płakałam, a teraz, gdy
byłam w ciąży, ta czynność spotęgowała się – potrafiłam zalać się łzami z byle
powodu.
- To jest.. piękne, Justin – powiedziałam spokojnym tonem i
podniosłam wzrok, by ujrzeć jego cudowny uśmiech. To był najpiękniejszy widok,
jaki napotykałam od kilku miesięcy. Mogłabym co dzień budzić się tylko po to,
by zobaczyć jak uśmiechają się nie tylko jego usta, ale jego cudowne, brązowe
oczy.
Wziął pudełko i położył je na blacie biurka. Powolnymi
ruchami wyjął naszyjnik, trzymając go na palcach wskazujących obu dłoni. Stanął
tuż za mną i założył na mnie tą cudowną biżuterię, zapinając i pozwalając
łańcuszkowi opaść na moje obojczyki.
Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powietrze przez usta ze
świstem. Dopiero wówczas odwróciłam się w stronę Biebera i uśmiechnęłam najpiękniej
jak umiałam.
- Nie płacz, maleńka. Wyglądasz prześlicznie – powiedział całując
moje czoło, co uwielbiałam. Chwyciłam dłońmi jego policzki i wpiłam się w jego
usta. Jego pulchne wargi masowały moje, a języki zabawiały się wzajemnie w
namiętnym pocałunku. Czy wspominałam już, że uwielbiam całować Justina?
- Czy mogę traktować ten łańcuszek jako pierścionek
zaręczynowy? – zapytał nagle, a ja poczułam, jak moje serce wariuje ze
szczęścia i zestresowania. Nie potrafiłam pięknie mówić o miłości, więc bałam
się, że zepsuję tą chwilę. Postanowiłam przez dłuższą chwilę milczeć, a w końcu
niepewna jego intencji wydukałam z siebie:
- Ty… ty mi się oświadczasz?...
- Hmm.. tak, Madison. Kocham cię i chcę z tobą spędzić całe
życie – powiedział pewnym głosem, po czym uklęknął przede mną na jedno kolano. Zakręciło
mi się w głowie i bałam się, że za chwilę stracę przytomność. Położyłam dłonie
na brzuchu i momentalnie poczułam mocne ukłucie dochodzące od dziecka. Nie
miałam pojęcia co się dzieje, więc oparłam się o biurko i momentalnie poczułam
gorącą ciecz spływającą wzdłuż moich nóg.
- Maddie? Czy to są twoje wody płodowe? – zapytał przerażony
Justin, a gdy potaknęłam głową, zamknął oczy i szepnął do siebie:
- Ja pierdole, co ja mam teraz zrobić?
- Weź moją torbę z garderoby, chodźmy do samochodu i zawieź
mnie do cholernego szpitala – zaskakujące, jak logicznie myślałam podczas
zwijania się z bólu. Powolnym krokiem ruszyłam ku schodom, by następnie po nich
zejść i ruszyć do garażu. Otworzyłam samochód Justina i usiadłam tylnym
siedzeniu wygodnie się układając. Starałam się oddychać tak, jak uczyli mnie w
szpitalu – krótko i szybko, lecz wciąż coś mnie rozpraszało. Dopiero po
kilkunastu minutach dołączył do mnie Justin. Wrzucił do bagażnika sportową
torbę, w której miałam wszystko, co potrzebne do szpitala i usiadł na siedzeniu
kierowcy. Wziął głęboki wdech i odpalił silnik, ruszając z piskiem opon.
- Justin, zamknij garaż! – pisnęłam, gdy nawrócił i gotów
był wcisnąć gaz. Chwycił pilot i nacisnął przycisk, który spowodował zsunięcie
drzwi od garażu w dół. Ruszył natychmiast w stronę centrum Saint Louis. Mijaliśmy
kolejne dzielnice, by w końcu utknąć w korku tuż przy wjeździe do centrum
miasta. Justin zatrąbił klaksonem, ale pozostali kierowcy mieli to gdzieś.
- Co teraz, Maddie? Co mam zrobić? Utknęliśmy, urodzisz
tutaj! – panikował mówiąc cienkim głosem i brzmiał wprost komicznie. Tuż po
wypowiedzeniu tych słów skorzystał z okazji i zmienił pas, dodając gazu. W ten
sposób przemknęliśmy przez rondo i zostało nam zaledwie kilkaset metrów. W
końcu zaparkowaliśmy na podjeździe. Z małą pomocą Biebera wysiadłam z samochodu
i ruszyłam w stronę budynku.
Obudziłam się około południa następnego dnia. Poród trwał
zaledwie trzy godziny i przebiegł pomyślnie. Tydzień przed terminem urodziłam
śliczną, zdrową dziewczynkę, ważącą trzy tysiące gramów i mierzącą pięćdziesiąt
centymetrów wzrostu. Jej piękne, brązowe oczka wpatrywały się we mnie z małego
łóżeczka stojącego obok mojego szpitalnego łóżka.
- Cześć, córeczko – szepnęłam półszeptem i odwróciłam głowę
w drugą stronę, dostrzegając Justina, śpiącego w pozycji siedzącej na podłodze.
To cudowne, że czuwał przy mnie każdą chwilę i pozwolił sobie na sen dopiero
wtedy, kiedy i ja padłam ze zmęczenia. Na dźwięk mojego głosu podniósł głowę i
już po chwili siedział na skraju łóżka, trzymając mnie za rękę.
- Świetnie sobie poradziłaś – powiedział, wpatrując się w
swoją córkę z miłością wymalowaną na twarzy. Wyglądała jak jego mała kopia, gdy
walczyła ze snem, by w końcu zamknąć powieki i zasnąć.
- Zgadzam się Justin.
- Na co się zgadzasz? – odparł zadziwiony, gładząc kciukiem
moje delikatnie spocone czoło.
- Chcę za ciebie wyjść.
Uśmiechnął się szeroko i poprawił łańcuszek, który przez
cały poród miałam na sobie, nie pozwalając go zdjąć. Czułam się lepiej,
posiadając Justina przy sobie przez cały czas.
Zostałyśmy same dopiero w chwili, gdy chłopak postanowił
pojechać do domu, by zrobić mi coś pożywniejszego do jedzenia, niż szpitalne
śmieci. Wpatrywałam się w idealną buzię dziewczynki, czując, jak moje serce
bije tylko dla niej. Może byłam za młoda na matkowanie, ale czy to ważne?
Dopiero w momencie, kiedy możesz ujrzeć swoje dziecko, które dotychczas nosiłaś
pod sercem, dopiero wówczas wiesz, że kochasz je całą sobą, że poświęcisz mu
całe swoje życie, że zrobisz wszystko, by było szczęśliwe. Podniosłam się
delikatnie do pozycji siedzącej i wsunęłam dłoń do mojej córeczki, by pogładzić
kciukiem jej pulchne policzki. Nagle jej oczka otworzyły się i drgnęła
przestraszona gwałtownym hałasem. Usłyszałam jak drzwi sali się otwierają. Odwróciłam
się w tamtą stronę i ujrzałam…
To był Harry.
Stał tutaj, przy mnie i mojej nowonarodzonej córeczce i
przyglądał nam się z dziwnym wyrazem twarzy.
- Maddie... – mruknął niemalże do siebie i podszedł nieco
bliżej, by usiąść na krześle stojącym obok łóżka. Strach sparaliżował mnie. Nie
wiedziałam co mam zrobić, ale bałam się o dobro mojego dziecka.
- Jest śliczna. Wygląda zupełnie jak ty – dodał po chwili i
położył dłoń na moim przedramieniu.
- Jak się czujesz?
Zadrżałam i zacisnęłam wargi w cienką linię. Co mogłam
zrobić? Wezwanie pielęgniarek odpadało, wyszłabym na szaloną. Harry musiał
powiedzieć lub zrobić coś, skoro zgodziły się go tutaj wpuścić. Zadzwonić
Justina? Może i dobre, jednak mój telefon znajdował się w szafie na przeciwnym
końcu sali. Zanim podniosłabym obolałe ciało i dotarła tam, Harry mógłby zrobić
już wiele rzeczy.
- Proszę, nie krzywdź jej – szepnęłam łamiącym się głosem. –
Zrób co chcesz ze mną, ale ją zostaw w spokoju.
Zaśmiał się w sposób demoniczny, zupełnie jak bohaterowie
horrorów, których bawi bezradność ofiary. Nie mogłam jednak rozegrać tego w
inny sposób, nie chodziło przecież tylko o mnie, ale i o moją córeczkę.
- To słodkie, jak walczysz o jej dobro. Gdzie twój rycerz?
Zawsze był gotów cię bronić, nawet wtedy, gdy planował jak cię przechwycić i
dostarczyć szefowi..
- Też brałeś w tym udział? – spytałam z przerażeniem. Czy
jest wokół mnie ktoś, kto nie planuje mnie zabić?
- Nazwę to inaczej; on odszedł, a ja dołączyłem. I zobacz,
robię to skuteczniej od niego. Mam ciebie na wyciągnięcie ręki.
Pochylił się i poczułam jego gorące usta na moim policzku.
- I znowu możesz być moja.
Złapał moją dłoń i pociągnął mnie w górę. Usiadłam, jak
marionetka, ciągnięta, za odpowiednie sznurki.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile warte jest twoje
ciało.. ile pieniędzy wyląduje na moim koncie, a wystarczy, że pojedziesz teraz
ze mną.. – jego dłoń przemierzyła moją szyję, dekolt i obojczyki. Dotykał mnie
delikatnie, lecz nie mogłam w obecnej sytuacji nazwać tego przyjemnym dotykiem.
W końcu jego palce zahaczyły o mój nowy
łańcuszek – symbol miłości Justina.
- Słodko. Wszystko związane z wami jest takie słodkie i
urocze. Tak mi przykro, że muszę to zniszczyć…
Chwycił mnie w talii i z łatwością podniósł ku górze. Ostatni
raz spojrzałam na moją śpiącą córeczkę. Mam nadzieję, że poradzisz sobie bez
mamusi. Modliłam się o to, by nie została tutaj sama na długo – Justin przecież
zaraz wróci, czyż nie? Harry chwycił mnie mocno i przerzucił przez swoje ramię.
W kilka sekund znaleźliśmy się w klatce schodowej, stosowanej jedynie w
przypadku pożarów. Nie minęliśmy nikogo. Pozostał całkowicie czysty. W końcu
wylądowałam w bagażniku furgonetki, ciemnym i śmierdzącym wilgocią. Silnik
ruszył, a obok mnie znalazła się jakaś osoba. Ciemność nie pozwoliła mi na
dostrzeżenie jakichkolwiek szczegółów jej wyglądu, ale byłam pewna, że to
kobieta. Jej delikatne dłonie napięły moją skórę na przegubie dłoni i poczułam
lekkie ukłucie igły. Niewiadoma ciecz dostała się powoli do moich żył. Oczy
stały się ciężkie, oddech spowolnił. Nie wiedziałam czy umieram, czy tylko
zasypiam. Ich cel został spełniony. Złapali mnie i to były ostatnie minuty,
może godziny, a może dni mojego życia. I mam nadzieję, że reszta mojej rodziny –
Justin, maleńka – poradzą sobie, uciekną i zapomną o tym, że ktokolwiek
zagrażał kiedykolwiek ich życiu.
~*~
To ostatni rozdział na tym blogu. Czeka nas jeszcze tylko epilog tej historii.
Nie martwcie się, niebawem druga część! Tak, tak, zmotywowaliście mnie do pisania dalej.
Kocham WAS!
@avonsie
OMGGGGGGGGGGG KOCHAM TO! @d0perihanna
OdpowiedzUsuńTak bardzo nie mogę się już doczekać drugiej części, tego co będzie się działo z Maddie i resztą. Jestem tegooo straaaasznie ciekawa! ;3 a tak poza tym to rozdział jest świetny! Oby tak dalej! <3
OdpowiedzUsuńJejkuu.. Uwielbiam to! xd Zawsze byłam #teamJUSTIN :) Wspaniale piszesz :) Na początku myślałam że to tłumaczenie, bo tak genialnie napisane. Hah xd Ktoś z USA, UK czy CA powinni wziąć sie za tłumaczenie tego na angielski :) Nie mogesie doczekac dalszej czesci :)
OdpowiedzUsuń@mak3mesmil3
boże wzruszyłam się a naprawdę rzadko mi się to zdarza! Okropnie się przestraszyłam, bo myślałam, że to już koniec tej historii ale potem przeczytałam notkę pod rozdziałem i się uspokoiłam, uff. Co nie zmienia faktu, że wciąż martwię się o Maddie mam nadzieję, że nic jej nie będzie. @divinebiebur <3
OdpowiedzUsuńcudowne
OdpowiedzUsuńja pierdziele ... kobieta to jest cudowny rozdział ... popłakałam się :/ ... a rzadko kiedy płaczę ... co Harry zrobi z Madison ? i co się stanie z Juju i ich córeczką ? daj jak najszybciej ten epilog i bierz się za drugą część :P ... nie no żart nie będę cię pośpieszać :P ... no ale czekam z niecierpliwościom <3
OdpowiedzUsuńJejku kocham ten rodzial, nie moge sie doczekac 2 czesci! Kocham cie jejku:( /@letstakeoff
OdpowiedzUsuńpiękne
OdpowiedzUsuń