niedziela, 15 września 2013

Rozdział 18. Tak mi przykro, że muszę to zniszczyć…

Wsunęłam bukiet kwiatów do wazonu, układając pojedyncze pąki, by tworzyły ładną całość. Odstawiłam go na półkę, uśmiechając się z zadowoleniem ze swojego dzieła.
- Justin, skończyłam! – zawołałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej i podziwiając dekorację, którą stworzyłam w pokoju dziennym. Wszystkie nasze rzeczy były już rozpakowane, ostatni komplet mebli i drobnych artykułów dekoracyjnych dotarł dzisiejszego poranka.
Chłopak szybko pojawił się przy moim boku, wsuwając ramię na moją talię i obejmując mnie. Rzucił bystrym spojrzeniem na moje dzieło. Kąciki jego ust powędrowały nieśmiało ku górze, tworząc delikatny uśmiech.
- I jak ci się podoba? – zapytałam, zwracając się w jego stronę. Mój duży brzuch znacznie przeszkadzał w tworzeniu między nami intymnych sytuacji. Czasami bywał przeszkodą, gdy chciałam przytulić się do Justina i ze smutkiem stwierdzałam, że nie mogę być już ani centymetra bliżej niego, gdyż nasze brzuchy się dotykają. Tak było i tym razem, gdy moje dłonie wylądowały na jego karku, a on z uśmiechem połączył nasze usta lekkim, czułym pocałunkiem.
- Pięknie to wygląda. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to nasz dom, a nie cudo z katalogu.
Przytaknęłam gestem głowy i opadłam na najbliższą sofę pokrytą białym skóro-podobnym materiałem. Położyłam obie dłonie na wierzchu brzucha i pogładziłam go kciukiem. Bieber natychmiastowo przykucnął naprzeciwko mnie i złączył usta w dzióbek, cmokając mój brzuch.
- Nie mogę się doczekać – szepnął, przykładając policzek i próbując usłyszeć ruchy naszego dziecka. Uśmiechał się przy tym i delikatnie mrużył powieki, wyglądając cudownie uroczo. Nigdy nie przypuszczałam, że taka sytuacja będzie mnie cieszyć. Być może działo się tak dlatego, że już dawno zapomniałam o tym, ile mam lat – czułam się po prostu dorosłą kobietą, która jest spełniona przy boku swojego mężczyzny, z którym wspólnie zdecydowali się na dziecko. Przeszkadzała mi przeszłość, która była zupełnie inna od tej, którą sobie wyobrażałam. Poznaliśmy się, ponieważ Justin uratował mi życie. Działo się wówczas wiele złych rzeczy i uwierzcie mi – moja nienawiść do Harry’ego Stylesa wciąż ciągnęła się jednostajnym rytmem. Czas nie leczy ran, pozwala nam tylko o nich zapomnieć. Mimo to, gdybym teraz zobaczyła go, przykładowo, spokojnie idącego w moim kierunku, nie mogę być pewna, że nie rzuciłabym się na niego z zamiarem wydrapania mu oczu. Nawet będąc ciężarną.
- Chciałbym, żeby to była dziewczynka – dodał po chwili, wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się na te słowa, odgarniając kilka kosmyków włosów z mojej twarzy i wsuwając je za ucho.
- Zazwyczaj faceci chcą syna, prawda?
- Może. Nie obchodzi mnie to. Chciałbym córeczkę, która byłaby kropka w kropkę podobna do ciebie, taką malutką ślicznotkę. Jak ją nazwiemy?
- Nie wiem, nie jestem dobra w wymyślaniu imion. Moje zabawki zawsze  nazywały  się „Lala” albo „Miś” – mruknęłam, na co Justin zachichotał. Wstał i usiadł obok mnie, pozwalając mi położyć się, umieszczając głowę na jego kolanach. Uniosłam wzrok na jego uśmiechniętą buzię. Wsunął palce pomiędzy moje włosy i począł się bawić pojedynczym kosmykami.
- Kocham cię, Maddie. Uwielbiam spędzać z tobą czas – powiedział nagle, a moje policzki spłonęły gorącym rumieńcem. Pomimo tak długiego związku z Justinem, wciąż zawstydzały mnie jego komplementy, idealnie dobrane i zawsze powodujące falę gorąca w moim ciele.  Uśmiechnęłam się skromnie, gdyż tak jak zawsze, nie miałam pojęcia co odpowiedzieć.
Z opresji wyratował mnie sygnał telefonu Biebera. Przeprosił mnie i podniósł się, by wziąć telefon z szafki obok kanapy, a następnie nacisnąć zieloną słuchawkę i odebrać to połączenie. Ułożyłam się wygodnie na plecach, zginając nogi w kolanach. Wzięłam ze stolika kawowego magazyn o wnętrzach i zaczęłam przeglądać zbiór pięknych fotografii w oczekiwaniu na powrót Justina.
Przykucnął obok mnie i jego usta napotkały mój policzek, muskając go słodko.
- Chodź ze mną na chwilę – szepnął mi od ucha, a następnie podniósł się i wyciągnął ku mnie swoją dłoń. Usiadłam, a następnie chwyciłam jego rękę i ruszyłam tuż za nim. Poprowadził mnie na górę, wprost do swojego gabinetu. Nie lubiłam tam wchodzić, miałam wrażenie, że naruszam jakąś jego prywatność, w dzieciństwie to samo uczucie towarzyszyło mi, gdy odwiedzałam gabinet mojego ojca. To pomieszczenie zawsze pozostawało z dala ode mnie, a mnie nawet nie kusiło, by tam zaglądać. Weszłam do środka i oparłam się pośladkami o blat szerokiego biurka. Nie miałam wcześniej okazji, by rozejrzeć się i zobaczyć, jak pięknie i starannie wykonano meble do tego pokoju. Drewniana biblioteczka zajmowała całą ścianę naprzeciwko mnie. Wypełniona była po brzegi pięknie obitymi książkami. Na prawo znajdowało się duże okno, przysłonięte zieloną zasłoną. Po lewej drzwi i kilka półek, a na nich nieznane mi dyplomy, potwierdzenia, a także dwie ramki na zdjęcia – jedno z fotografią jego rodziców i siostry, a drugie na którym znajdowałam się ja. Nie poznawałam okoliczności powstania tego zdjęcia. Wstałam i podeszłam do niego, biorąc ramkę w obie dłonie. Stałam zwrócona profilem do fotografa, wyraźnie zadowolona z czegoś, śmiałam się w niebogłosy. Delikatne zmarszczki okalały moje oczy. Miałam na sobie białą koszulkę i jasne jeansy, wyglądałam jak zwykła dziewczyna z liceum. Justin podszedł do mnie, zabierając z moich rąk zdjęcie i odstawiając je z powrotem na miejsce. Obchodził się z nim delikatnie, zupełnie jakby bał się jakiegokolwiek uszkodzenia.
- Justin… - szepnęłam odwracając się w jego stronę.
- To zdjęcie było wtedy w kopercie, kiedy dostaliśmy zlecenie, by cię zabić.
- Ale..
Przyłożył palec wskazujący do moich ust, zatrzymując kolejne słowa. Jego dłoń oplotła mój policzek i oparł się czołem o moje. Przez dłuższą chwilę milczał, by w końcu oblizać usta i oderwać się ode mnie, siadając na blacie biurka.
- To dzięki niemu wiedziałem, że nie mogę im pozwolić na zabicie ciebie. Widok twojego uśmiechu sprawia, że mogę poświęcić wszystko, byś była szczęśliwa.
Jego słowa spowodowały, że przeszedł mnie dziwny dreszcz. Nie wiedziałam, czy było to przyjemne, czy przerażające – w końcu słuchanie o możliwości własnej śmierci nie należało do najwspanialszych wizji.
Podniósł się i sięgnął do szafki w biurku, by wyjąć z niej średniej wielkości, kwadratowe pudełko obite czarnym, zamszowym materiałem. Trzymał je w obu dłoniach i wysunął w moją stronę. Nieśmiało uniosłam wieczko, a mój wzrok napotkał śliczny, złoty łańcuszek. Jego blask wydawał się krzyczeć do mnie „Załóż mnie, załóż mnie natychmiast!”. Uwielbiałam biżuterię, a szczególnie tak piękną. Wisiorek był wykaligrafowanym słowem – JUSTIN. Przejechałam opuszkami palców po idealnym napisie i natychmiastowo przymknęłam oczy. Bałam się, że za chwilę rozpłaczę się ze wzruszenia. Dużo płakałam, a teraz, gdy byłam w ciąży, ta czynność spotęgowała się – potrafiłam zalać się łzami z byle powodu.
- To jest.. piękne, Justin – powiedziałam spokojnym tonem i podniosłam wzrok, by ujrzeć jego cudowny uśmiech. To był najpiękniejszy widok, jaki napotykałam od kilku miesięcy. Mogłabym co dzień budzić się tylko po to, by zobaczyć jak uśmiechają się nie tylko jego usta, ale jego cudowne, brązowe oczy.
Wziął pudełko i położył je na blacie biurka. Powolnymi ruchami wyjął naszyjnik, trzymając go na palcach wskazujących obu dłoni. Stanął tuż za mną i założył na mnie tą cudowną biżuterię, zapinając i pozwalając łańcuszkowi opaść na moje obojczyki.
Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powietrze przez usta ze świstem. Dopiero wówczas odwróciłam się w stronę Biebera i uśmiechnęłam najpiękniej jak umiałam.
- Nie płacz, maleńka. Wyglądasz prześlicznie – powiedział całując moje czoło, co uwielbiałam. Chwyciłam dłońmi jego policzki i wpiłam się w jego usta. Jego pulchne wargi masowały moje, a języki zabawiały się wzajemnie w namiętnym pocałunku. Czy wspominałam już, że uwielbiam całować Justina?
- Czy mogę traktować ten łańcuszek jako pierścionek zaręczynowy? – zapytał nagle, a ja poczułam, jak moje serce wariuje ze szczęścia i zestresowania. Nie potrafiłam pięknie mówić o miłości, więc bałam się, że zepsuję tą chwilę. Postanowiłam przez dłuższą chwilę milczeć, a w końcu niepewna jego intencji wydukałam z siebie:
- Ty… ty mi się oświadczasz?...
- Hmm.. tak, Madison. Kocham cię i chcę z tobą spędzić całe życie – powiedział pewnym głosem, po czym uklęknął przede mną na jedno kolano. Zakręciło mi się w głowie i bałam się, że za chwilę stracę przytomność. Położyłam dłonie na brzuchu i momentalnie poczułam mocne ukłucie dochodzące od dziecka. Nie miałam pojęcia co się dzieje, więc oparłam się o biurko i momentalnie poczułam gorącą ciecz spływającą wzdłuż moich nóg.
- Maddie? Czy to są twoje wody płodowe? – zapytał przerażony Justin, a gdy potaknęłam głową, zamknął oczy i szepnął do siebie:
- Ja pierdole, co ja mam teraz zrobić?
- Weź moją torbę z garderoby, chodźmy do samochodu i zawieź mnie do cholernego szpitala – zaskakujące, jak logicznie myślałam podczas zwijania się z bólu. Powolnym krokiem ruszyłam ku schodom, by następnie po nich zejść i ruszyć do garażu. Otworzyłam samochód Justina i usiadłam tylnym siedzeniu wygodnie się układając. Starałam się oddychać tak, jak uczyli mnie w szpitalu – krótko i szybko, lecz wciąż coś mnie rozpraszało. Dopiero po kilkunastu minutach dołączył do mnie Justin. Wrzucił do bagażnika sportową torbę, w której miałam wszystko, co potrzebne do szpitala i usiadł na siedzeniu kierowcy. Wziął głęboki wdech i odpalił silnik, ruszając z piskiem opon.
- Justin, zamknij garaż! – pisnęłam, gdy nawrócił i gotów był wcisnąć gaz. Chwycił pilot i nacisnął przycisk, który spowodował zsunięcie drzwi od garażu w dół. Ruszył natychmiast w stronę centrum Saint Louis. Mijaliśmy kolejne dzielnice, by w końcu utknąć w korku tuż przy wjeździe do centrum miasta. Justin zatrąbił klaksonem, ale pozostali kierowcy mieli to gdzieś.
- Co teraz, Maddie? Co mam zrobić? Utknęliśmy, urodzisz tutaj! – panikował mówiąc cienkim głosem i brzmiał wprost komicznie. Tuż po wypowiedzeniu tych słów skorzystał z okazji i zmienił pas, dodając gazu. W ten sposób przemknęliśmy przez rondo i zostało nam zaledwie kilkaset metrów. W końcu zaparkowaliśmy na podjeździe. Z małą pomocą Biebera wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę budynku.

Obudziłam się około południa następnego dnia. Poród trwał zaledwie trzy godziny i przebiegł pomyślnie. Tydzień przed terminem urodziłam śliczną, zdrową dziewczynkę, ważącą trzy tysiące gramów i mierzącą pięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Jej piękne, brązowe oczka wpatrywały się we mnie z małego łóżeczka stojącego obok mojego szpitalnego łóżka.
- Cześć, córeczko – szepnęłam półszeptem i odwróciłam głowę w drugą stronę, dostrzegając Justina, śpiącego w pozycji siedzącej na podłodze. To cudowne, że czuwał przy mnie każdą chwilę i pozwolił sobie na sen dopiero wtedy, kiedy i ja padłam ze zmęczenia. Na dźwięk mojego głosu podniósł głowę i już po chwili siedział na skraju łóżka, trzymając mnie za rękę.
- Świetnie sobie poradziłaś – powiedział, wpatrując się w swoją córkę z miłością wymalowaną na twarzy. Wyglądała jak jego mała kopia, gdy walczyła ze snem, by w końcu zamknąć powieki i zasnąć.
- Zgadzam się Justin.
- Na co się zgadzasz? – odparł zadziwiony, gładząc kciukiem moje delikatnie spocone czoło.
- Chcę za ciebie wyjść.
Uśmiechnął się szeroko i poprawił łańcuszek, który przez cały poród miałam na sobie, nie pozwalając go zdjąć. Czułam się lepiej, posiadając Justina przy sobie przez cały czas.

Zostałyśmy same dopiero w chwili, gdy chłopak postanowił pojechać do domu, by zrobić mi coś pożywniejszego do jedzenia, niż szpitalne śmieci. Wpatrywałam się w idealną buzię dziewczynki, czując, jak moje serce bije tylko dla niej. Może byłam za młoda na matkowanie, ale czy to ważne? Dopiero w momencie, kiedy możesz ujrzeć swoje dziecko, które dotychczas nosiłaś pod sercem, dopiero wówczas wiesz, że kochasz je całą sobą, że poświęcisz mu całe swoje życie, że zrobisz wszystko, by było szczęśliwe. Podniosłam się delikatnie do pozycji siedzącej i wsunęłam dłoń do mojej córeczki, by pogładzić kciukiem jej pulchne policzki. Nagle jej oczka otworzyły się i drgnęła przestraszona gwałtownym hałasem. Usłyszałam jak drzwi sali się otwierają. Odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam…
To był Harry.
Stał tutaj, przy mnie i mojej nowonarodzonej córeczce i przyglądał nam się z dziwnym wyrazem twarzy.
- Maddie... – mruknął niemalże do siebie i podszedł nieco bliżej, by usiąść na krześle stojącym obok łóżka. Strach sparaliżował mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale bałam się o dobro mojego dziecka.
- Jest śliczna. Wygląda zupełnie jak ty – dodał po chwili i położył dłoń na moim przedramieniu.
- Jak się czujesz?
Zadrżałam i zacisnęłam wargi w cienką linię. Co mogłam zrobić? Wezwanie pielęgniarek odpadało, wyszłabym na szaloną. Harry musiał powiedzieć lub zrobić coś, skoro zgodziły się go tutaj wpuścić. Zadzwonić Justina? Może i dobre, jednak mój telefon znajdował się w szafie na przeciwnym końcu sali. Zanim podniosłabym obolałe ciało i dotarła tam, Harry mógłby zrobić już wiele rzeczy.
- Proszę, nie krzywdź jej – szepnęłam łamiącym się głosem. – Zrób co chcesz ze mną, ale ją zostaw w spokoju.
Zaśmiał się w sposób demoniczny, zupełnie jak bohaterowie horrorów, których bawi bezradność ofiary. Nie mogłam jednak rozegrać tego w inny sposób, nie chodziło przecież tylko o mnie, ale i o moją córeczkę.
- To słodkie, jak walczysz o jej dobro. Gdzie twój rycerz? Zawsze był gotów cię bronić, nawet wtedy, gdy planował jak cię przechwycić i dostarczyć szefowi..
- Też brałeś w tym udział? – spytałam z przerażeniem. Czy jest wokół mnie ktoś, kto nie planuje mnie zabić?
- Nazwę to inaczej; on odszedł, a ja dołączyłem. I zobacz, robię to skuteczniej od niego. Mam ciebie na wyciągnięcie ręki.
Pochylił się i poczułam jego gorące usta na moim policzku.
- I znowu możesz być moja.
Złapał moją dłoń i pociągnął mnie w górę. Usiadłam, jak marionetka, ciągnięta, za odpowiednie sznurki.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile warte jest twoje ciało.. ile pieniędzy wyląduje na moim koncie, a wystarczy, że pojedziesz teraz ze mną.. – jego dłoń przemierzyła moją szyję, dekolt i obojczyki. Dotykał mnie delikatnie, lecz nie mogłam w obecnej sytuacji nazwać tego przyjemnym dotykiem.  W końcu jego palce zahaczyły o mój nowy łańcuszek – symbol miłości Justina.
- Słodko. Wszystko związane z wami jest takie słodkie i urocze. Tak mi przykro, że muszę to zniszczyć…

Chwycił mnie w talii i z łatwością podniósł ku górze. Ostatni raz spojrzałam na moją śpiącą córeczkę. Mam nadzieję, że poradzisz sobie bez mamusi. Modliłam się o to, by nie została tutaj sama na długo – Justin przecież zaraz wróci, czyż nie? Harry chwycił mnie mocno i przerzucił przez swoje ramię. W kilka sekund znaleźliśmy się w klatce schodowej, stosowanej jedynie w przypadku pożarów. Nie minęliśmy nikogo. Pozostał całkowicie czysty. W końcu wylądowałam w bagażniku furgonetki, ciemnym i śmierdzącym wilgocią. Silnik ruszył, a obok mnie znalazła się jakaś osoba. Ciemność nie pozwoliła mi na dostrzeżenie jakichkolwiek szczegółów jej wyglądu, ale byłam pewna, że to kobieta. Jej delikatne dłonie napięły moją skórę na przegubie dłoni i poczułam lekkie ukłucie igły. Niewiadoma ciecz dostała się powoli do moich żył. Oczy stały się ciężkie, oddech spowolnił. Nie wiedziałam czy umieram, czy tylko zasypiam. Ich cel został spełniony. Złapali mnie i to były ostatnie minuty, może godziny, a może dni mojego życia. I mam nadzieję, że reszta mojej rodziny – Justin, maleńka – poradzą sobie, uciekną i zapomną o tym, że ktokolwiek zagrażał kiedykolwiek ich życiu.

~*~
To ostatni rozdział na tym blogu. Czeka nas jeszcze tylko epilog tej historii. 
Nie martwcie się, niebawem druga część! Tak, tak, zmotywowaliście mnie do pisania dalej.
Kocham WAS!
@avonsie

8 komentarzy:

  1. OMGGGGGGGGGGG KOCHAM TO! @d0perihanna

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak bardzo nie mogę się już doczekać drugiej części, tego co będzie się działo z Maddie i resztą. Jestem tegooo straaaasznie ciekawa! ;3 a tak poza tym to rozdział jest świetny! Oby tak dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejkuu.. Uwielbiam to! xd Zawsze byłam #teamJUSTIN :) Wspaniale piszesz :) Na początku myślałam że to tłumaczenie, bo tak genialnie napisane. Hah xd Ktoś z USA, UK czy CA powinni wziąć sie za tłumaczenie tego na angielski :) Nie mogesie doczekac dalszej czesci :)

    @mak3mesmil3

    OdpowiedzUsuń
  4. boże wzruszyłam się a naprawdę rzadko mi się to zdarza! Okropnie się przestraszyłam, bo myślałam, że to już koniec tej historii ale potem przeczytałam notkę pod rozdziałem i się uspokoiłam, uff. Co nie zmienia faktu, że wciąż martwię się o Maddie mam nadzieję, że nic jej nie będzie. @divinebiebur <3

    OdpowiedzUsuń
  5. ja pierdziele ... kobieta to jest cudowny rozdział ... popłakałam się :/ ... a rzadko kiedy płaczę ... co Harry zrobi z Madison ? i co się stanie z Juju i ich córeczką ? daj jak najszybciej ten epilog i bierz się za drugą część :P ... nie no żart nie będę cię pośpieszać :P ... no ale czekam z niecierpliwościom <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku kocham ten rodzial, nie moge sie doczekac 2 czesci! Kocham cie jejku:( /@letstakeoff

    OdpowiedzUsuń

podobał Ci się rozdział? skomentuj!