Kocham, kocham, kocham… To słowo dudniło w mojej głowie
wyzwalając tysiące emocji naraz. Jak łatwo się domyślić, pomimo kompletnego
zmęczenia, nie zasnęłam ani na minutę tej nocy. Po prostu leżałam w jednej
pozycji, obserwując Justina leżącego naprzeciw mnie. Jego mocno zarysowaną
szczękę, piękne kości policzkowe, długie rzęsy i pełne, malinowe usta, które
tak uwielbiałam całować. Wyglądał kompletnie niewinnie, gdy spał pewny tego, że
przy moim boku jest bezpieczny. Jego umięśniona klatka piersiowa unosiła się
spokojnie za każdym razem gdy brał haust świeżego powietrza. Pachniał dobrze,
mieszanką czegoś niezwykle słodkiego oraz niewiadomych substancji nadających
woni mocnego wyrazu. Pachniał silnym, pewnym siebie mężczyzną. Pomimo całej
mojej nienawiści do niego, do tego, że wraz z nim w moim życiu nastały problemy
czułam z nim ogromną więź. Wiedziałam, że mogę na niego zawsze liczyć.
Wiedziałam, że mogę się teraz wycofać, a on mimo tego będzie wciąż przy moim
boku, będzie strzegł mojego bezpieczeństwa jak najcenniejszego skarbu. Problem
w tym, że ja wcale nie chciałam się wycofywać. Było mi cudownie dobrze spędzać
z nim każdą – dobrą i złą – minutę mojego życia. Uwielbiałam bać się przy nim,
płakać przy nim i śmiać się z jego specyficznego poczucia humoru. Czy to
właśnie była miłość? Czy to niezidentyfikowane uczucie, które wypełniało całą
mnie, gdy na niego patrzyłam – czy mogłam nazwać to miłością? Jak mam zrozumieć
pojęcie słowa „kocham”, gdy do tej pory niemalże każdy, kto użył go wobec mnie,
ranił mnie? Moja matka uwielbiała wypowiadać je, dźwięcznie akcentując ostatnią
sylabę. Gdzie jest jej miłość teraz? Czemu pomimo tego, że mnie „kochała”,
gotowa była zostawić mnie i założyć nową rodzinę? Jak czuł się Harry mówiąc mi
o tym, co do mnie czuje, podczas gdy w jego myśli pojawiały się cudownie upojne
chwile z Ashley? Jak mogę ufać w to, że miłość jest szczera? Czy to uczucie nie
powinno być czyste i bezwarunkowe, oddane, lojalne? Może to ja miałam błędne
pojęcie o tym, jak to jest?
Z moich przemyśleń wyrwał mnie delikatny dotyk dłoni Justina
na mojej skórze. Przejechał nią wzdłuż mojej talii i podniósł się, by cmoknąć
moje usta w słodki sposób.
- Dzień dobry, kochanie – mruknął zaspanym głosem i
uśmiechnął się, mierząc moją twarz wzrokiem.
- Nie mogłam zasnąć całą noc – wyznałam szczerze i
podniosłam się do pozycji siedzącej, po chwili wychodząc z pachnącej pościeli.
Przeszłam całą sypialnie i odsłoniłam ciemne zasłony, wpuszczając do pokoju
promienie słoneczne.
- Czemu mnie nie obudziłaś?
- Słodko wyglądałeś.
Usiadłam na wewnętrznym parapecie, opierając się plecami o
okno. Wbiłam spojrzenie w jego półnagie ciało, na które po naszych erotycznych
chwilach zdołał wciągnąć jedynie bokserki. Wyglądał gorąco. Zabijcie mnie, gdy
powiem, że dla takich chwil warto żyć. Najchętniej rzuciłabym się na niego, by
ponownie wylądować w łóżku, ale starałam się zachować spokój i po prostu
odwróciłam wzrok, przebiegając nim po pomieszczeniu.
- Co takiego nie pozwoliło ci spać? – spytał wstając i nie
racząc się ubrać. Skądże. Może mnie przecież zamęczać widokiem swojego
cholernie seksownego ciała.
Wzruszyłam ramionami i wypuściłam spokojnie powietrze z
moich ust.
- Wciąż nie wiem… wszystkiego. To trochę męczące ufać ci,
gdy nie wiem, jakie jest realne zagrożenie.
Przeciągnął palcami wzdłuż swoich włosów pozostawiając je w
nieładzie, a następnie pogładził lewą ręką prawy bark i spojrzał na mnie
kompletnie nieznanym mi wzrokiem. To było połączenie niepewności z brakiem
zaufania, zupełnie jakby bał się, że to, co chce mi powiedzieć trafi do
nieodpowiednich osób. Był szalony. Oprócz niego i sporadycznych kontaktów z
Michelle, nie miałam kompletnie nikogo. Czyżby o tym zapomniał?
- To strasznie długa historia i ja…
- Justin – przerwałam mu stanowczym głosem i spojrzałam na
niego, gdy przegryzł dolną wargę kończąc w ten sposób swoją wypowiedź. – Chcę
wiedzieć.
Przez moment stał po prostu naprzeciw mnie, a w końcu
wyciągnął ze swoich spodni paczkę papierosów, częstując mnie jednym, a gdy
odmówiłam, odpalił swojego, otwierając szerzej okno.
- W Duluth istnieje wiele gangów. To dość dobre miasto,
niewiele tam policji, a jest na trasie większych miejsc, do których można
przewozić „zdobycze” – przerwał na chwilę, by zaciągnąć się tytoniowym dymem i
wypuścił go w kształt idealnej chmurki. – Zajmują się głównie porwaniami. Tak,
jak mówiłem ci wcześniej, porywają głównie dla zdobycia organów, które
następnie sprzedają na czarnym rynku. To cholernie ogromny biznes, zamieszana
jest w to większość ważnych dla naszego kraju ludzi – politycy, służby publiczne,
prawnicy, mafia… Nie wyobrażasz sobie, jak wiele osób istnieje na liście
chętnych do przyjęcia takiego nielegalnie pobranego organu. Z resztą, gdyby
przedstawić to z drugiej strony… Wyobraź sobie, że jesteś bogatą, wziętą
prawniczką, gdy nagle twoje dziecko dopada choroba i natychmiastowo potrzebuje
nowego serca; zapisałabyś się do kolejki na legalny przeszczep i czekała kilka
lat czy zapłaciła – wiedząc, że nie wpłynie to znacząco na komfort twojego
życia – i zgarnęła taki narząd nielegalnie?
- To straszne, Justin – odparłam po chwili zastanowienia.
- Kiedy akurat nie ma chętnych na tego typu porwania,
porywają dzieci, dla okupów. Na ich konta bankowe codziennie wpływają ogromne
sumy pieniędzy…
Przerwał na moment, ale cisza wydawała się trwać całą
wieczność. Analizowałam każde jego słowo i miałam wrażenie, że opowiada mi
fabułę jakiegoś filmu kryminalnego, a nie coś, co dzieje się naprawdę, w
dodatku jest TAK blisko mnie. Wypuścił ostatni raz dym z ust i wyrzucił peta za
okno, wzdychając cicho.
- Ja… byłem członkiem takiego gangu. Stałem na najniższym
szczeblu, zajmowałem się po prostu zdobywaniem ofiar. To znaczy – zabieraniu
ich z ulicy. Dosłownie. Nade mną byli tak zwani „poszukiwacze”, to oni
wybierali konkretne osoby, by później przesłać nam ich dane. Kolejnym etapem
było dostarczenie ciała do chirurgów. Oni pobierali konkretny narząd i odsyłali
go do szefa, on zarządzał do kogo ma to trafić i wysyłał za pomocą kurierów do
dawcy. Ten sam proceder miał miejsce kilka razy każdego dnia.
Uchyliłam lekko usta i przymknęłam oczy. W jednej chwili
moje poczucie bezpieczeństwa zostało całkowicie zaburzone. Bałam się nawet
Justina, który kiedykolwiek miał coś z tym wspólnego. Przyczyniał się do tego
ciągu wydarzeń. Brał za to pieniądze.
- Czy ty… ty ich zabijałeś?
- Tak, osoby takie jak ja zazwyczaj miały za zadanie zabić
ofiarę, a później jak najszybciej dostarczyć ją do chirurga.
- Nie, Justin – otworzyłam oczy i wbiłam w niego swoje
przerażone, zagubione spojrzenie. – Pytam, czy ty kogoś zabiłeś.
Po raz kolejny pomiędzy nami zapanowała krępująca cisza, ale
nie przeszkadzała mi. Obawiałam się jego odpowiedzi, ponieważ byłam niemal
pewna jak ona będzie brzmiała. Wstałam z parapetu stając naprzeciw niego, gdy
minęła kolejna minuta, a on wciąż nie odpowiadał.
- Justin! – podniosłam głos, przyciągając jego spojrzenie,
które do tej pory wbite było w martwy punkt gdzieś za oknem. – Chcę wiedzieć,
czy kiedykolwiek kogoś zabiłeś!
- To była część mojej pracy i…
Nie zdążył dokończyć, ponieważ na jego policzku spoczęła
moja dłoń, która wylądowała tam pod wpływem ciosu. Spoliczkowałam Justina. Nie
bałam się swojego czynu. Całkowicie na to zasłużył. Pomimo tego, jak
uwielbiałam jego osobę, w tym momencie nim gardziłam. Wróciłam do łóżka,
wsuwając się pod kołdrę, szczelnie zakrywając nią całą siebie.
- Maddie… - mruknął natychmiast pojawiając się przy moim
boku. Naciągnęłam pierzynę na twarz, nie chcąc na niego patrzeć. – Maddie,
kochanie, nie możesz być na mnie zła. W momencie, gdy poszukiwacze dostarczyli
nam twoje dane… To był moment, w którym zdecydowałem się odpuścić. Chwila, gdy
zobaczyłem twój piękny uśmiech, bystre oczy, delikatną buzię i drobną sylwetkę,
po prostu musiałem cię chronić. Codziennie mogą mnie dopaść, a gdy to zrobią…
zniszczą moje życie. Zniszczą mnie, najpierw psychicznie, by potem z zimną
krwią mnie zabić. Ryzykuję każdego dnia, lecz mam to gdzieś i nie czuję się
bohaterem. Robię to dla ciebie. Chcę za każdym razem, gdy się budzę, widzieć
ciebie, jak śpisz spokojnie przy moim boku i wiesz, że przy mnie nic ci nie
grozi…
Mówił tak cudownie, że poczułam łzy napływające do moich
oczu. Wciąż jednak tkwiłam pod kołdrą, pozwalając sobie na tą chwilę słabości w
samotności. Czułam, że Justin siedzi na skraju łóżka zwrócony w moją stronę.
- Nie wiem czy to można nazwać miłością. Jeśli tak – kocham
cię jak szalony. Chcę, żebyś była szczęśliwa, nieważne gdzie. Gotów jestem
trwać przy twoim boku dopóki mnie nie znajdą, a gdy to zrobią mogę umrzeć z
pewnością, że uczyniłem wszystko, byś była bezpieczna.
Zapadła cisza, więc zdecydowałam się powoli wysunąć spod
pościeli. Gdy chłopak ujrzał łzy na moich policzkach uśmiechnął się cudownie
słodko, powodując, że i ja ułożyłam swoje usta w delikatny uśmiech. W moim
brzuchu szalały motyle.
- Ja… ja nie mam pojęcia co mogę powiedzieć – odparłam
szczerze i usiadłam, opierając się o ścianę.
- Nie musisz nic mówić, Maddie. Po prostu bądź ze mną w tym
wszystkim. Lubię sposób w jaki na mnie wpływasz.
- Będę Justin, będę zawsze…
Przytulił mnie z całych swych sił i mogłam w spokoju
rozkoszować się cudownym zapachem jego gładkiej skóry. Czułam napinające się
mięśnie w momencie, gdy obiema dłońmi przejechał wzdłuż moich pleców. W jednym
momencie nasza słodka chwila została przerwana, gdy usłyszeliśmy pukanie do
drzwi. Nie zdążyliśmy się od siebie oderwać, gdy drzwi otworzyły się i w progu
stanęła Rosalyn. Była naprawdę piękna i mogłam z łatwością wyłapać pewne cechy
wyglądu, które łączyły ją z bratem. Między innymi duże, błyszczące oczy o żywym
kolorze.
- Cześć robaczki… Wybaczcie, że przerywam wam tą romantyczną
chwilę, ale śniadanie jest gotowe – oznajmiła posyłając nam piękny uśmiech. Nie
mogłam opisać, jak bardzo ją polubiłam, od pierwszej chwili. Dała nam dach nad
głową i zrobiła pyszną kolację, a dziś śniadanie. To naprawdę miłe z jej
strony.
- Dzięki, Rosie. Zejdziemy za chwilę.
Zajadałam się przepysznym omletem zupełnie, jakby to był mój
pierwszy posiłek w życiu. Nigdy nie jadłam tak słodkiej i apetycznej potrawy, z
całym szacunkiem dla umiejętności kulinarnych Justina, ale jego siostra robiła
to jeszcze lepiej. Gdy zjedliśmy zdecydowałam się pozmywać. Bieber wyszedł na
dwór, by umyć samochód i w ten sposób zostałyśmy z Rosalyn same. Czułam się
niezręcznie, nie wiedząc o czym z nią rozmawiać, ale ona nie miała tego problemu.
- Więc mój braciszek w końcu wyrwał porządną dziewczynę –
odparła jakby do siebie. – Cholernie się cieszę z jego..z waszego szczęścia.
Naprawdę, to cudowne. Widać po nim, że jest w tobie kurewsko zakochany.
- To miłe, dziękuję.
Byłam beznadziejną rozmówczynią, wiem, ale nie wińcie mnie.
Właśnie poznawałam rodzinę mojego… chłopaka. Tak, chyba mogłam nazwać Justina
moim chłopakiem. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz na dźwięk słowa „zakochany”.
Nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki jak on pokochał kogoś takiego jak ja – zwykłą
dziewczynę z małego miasteczka.
- Masz ochotę się dzisiaj trochę rozerwać? Mogłybyśmy
skoczyć na zakupy, a potem może na drinka, co ty na to? Justin nie miałby nic
przeciwko, z pewnością chciałby spotkać się z kumplami.
Wyjrzałam przez okno obserwując przez moment, jak gorąco
wygląda nawet, gdy myje samochód. Odłożyłam ostatni talerz na suszarkę i
zakręciłam wodę, wycierając wilgotne ręce w papierowy ręcznik. Odwróciłam się w
stronę Rosalyn z uśmiechem i przytaknęłam lekko głową.
- Chętnie. Wykonam tylko kilka telefonów, przebiorę się i
możemy jechać.
Dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła na kanapie biorąc w
dłoń magazyn leżący na stoliku.
- Nie ma sprawy, zaczekam.
Niewiele myśląc wróciłam na piętro. Z torby wyjęłam telefon.
8 nieodebranych połączeń. Westchnęłam żałośnie, przeglądając kto się do mnie
dobijał, ale nie napotkałam niespodzianki. Pięć od mojego szefa z baru, dwa ze
szkoły i jeden od Michelle. Najpierw wykręciłam numer do baru. Po kilku
sygnałach odebrała miła Veronica, którą poznałam podczas rozmowy
kwalifikacyjnej. W kilku słowach podziękowałam za krótką współpracę i
przeprosiłam za zamieszanie, tłumacząc się koszmarnie ważnym wyjazdem w
sprawach rodzinnych. W ten sposób ponownie stałam się bezrobotna. Następnie
zadzwoniłam do szkolnego psychologa, pani Jones, z którą miałam najlepszy
kontakt w szkole. Tym razem użyłam wymówki o odwiedzinach u mamy… Wspomniałam o
tym, jak źle wpłynęła na mnie śmierć ojca. Zakończyłam rozmowę mówiąc, że pod
koniec roku pojawię się po świadectwo i wypis. Tak, to głupie, lecz byłam
niemalże pewna tego, że rzucę szkołę. W końcu wykręciłam numer Michelle, która
natychmiast odebrała.
- Maddie… możesz mi wytłumaczyć, gdzie do cholery jesteś ty
i Harry?
- Nie ma go w domu? – spytałam spokojnym tonem, starając się
nie rozpłakać na dźwięk jego imienia.
- Nie. Zniknął wtedy kiedy ty. Nie ma go z tobą?
- Michelle, on mnie zdradził. Nakryłam go na tym. Wróciłam
ze spotkania z Justinem i on… z Ashley…
- Justin?! To z nim teraz jesteś?
- Kochanie, nie martw się o mnie. Jestem bezpieczna z
Justinem poza Duluth. Proszę, daj mi znać, jak Harry wróci do domu. Odezwę się
niedługo, Chelle. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Uważaj na siebie, dobrze?
- Ty też.
Wyłączyłam telefon przez moment siedząc bezczynnie, ale w
końcu wstałam i wygrzebałam z torby zwykłe czarne, jeansowe rurki, białą
koszulę z lekkiego materiału z ćwiekami na ramionach i wysokie buty typu lita.
Do wszystkiego dobrałam dużą czarną torbę wrzucając do niej swoje dokumenty,
telefon i paczkę gum do żucia. Po chwili w sypialni pojawił się Justin.
- Maddie, nie wiem czy to dobry pomysł…
- Spokojnie, przecież będę z twoją siostrą. Nic złego nam
się nie stanie… - uspokoiłam go uśmiechając się. Schylił się i wyciągnął
portfel, podając mi go.
- W środku jest karta kredytowa. Pin to rok mojego
urodzenia. Kup sobie coś ładnego.
- Justin…
- Nie, nie ma odmowy. Gdyby coś się działo, od razu do mnie
zadzwoń, dobrze?
Wstałam, przewieszając torebkę na ramieniu. Wzięłam jego
portfel, choć niechętnie i wrzuciłam go do środka. Położyłam dłonie na jego
szyi i oparłam czoło o jego czoło.
- Zadzwonię od razu – złożyłam na
jego ustach delikatny pocałunek, które przeciągnął się przez dłuższy moment. –
Rozerwij się trochę. Spotkaj ze starymi znajomymi. Wrócę wieczorem cała i
zdrowa, obiecuję.
Uśmiechnął się, zjeżdżając dłońmi
na moje biodra. Po raz ostatni cmoknął moje usta.
- Wyglądasz rewelacyjnie. Bawcie
się dobrze.
Centrum handlowe w Saint Louis
było dwukrotnie większe od tego w Duluth. Mnóstwo sklepów, o których marzyłam
by je odwiedzić, stały dla mnie otworem. Szybko wciągnęłam się w wydawanie
pieniędzy Justina, choć czułam się winna za każdym razem, gdy wstukiwałam cyfry
„1994” w klawiaturę terminalu. W momencie gdy i ja i Rosalyn miałyśmy po kilka
dużych papierowych toreb, wrzuciłyśmy je do bagażnika białego Range Rovera i
ruszyłyśmy w stronę domu. Odstawiłyśmy samochód na podjazd i do baru poszłyśmy
pieszo. Jak się okazało, było to zaledwie dwie przecznice odległości. Bar
„Malibu” był ogromnym, dwupoziomowym miejscem. Głośna muzyka zachęcała do
wejścia. W środku piękne, długonogie kelnerki roznosiły drinki pomiędzy
stolikami. Tłumy ludzi… Śledziłam Rosalyn, która weszła na piętro i usiadła
przy stoliku nieopodal okna, blisko balkonu, który służył za palarnię.
- I jak ci się podoba? – spytała
ściągając z ramion skórzaną ramoneskę w kolorze smoły. Odłożyła ją na oparcie
fotela i przywołała kelnerkę, witając się z nią pocałunkiem w policzek. Była to
średniego wzrostu dziewczyna o długich, czarnych włosach. Uśmiechała się
szeroko i wyglądała na strasznie młodą. To znaczy – w moim wieku.
- Isabelle, to jest Madison. To
nowa dziewczyna Justina – przedstawiła mnie Rosie. Dziewczyna podała mi ręka,
którą uścisnęłam.
- Mów mi Bella, jestem byłą
dziewczyną twojego chłopaka.
Zachichotała i zajęła się
przyjmowaniem zamówienia od Rosalyn. Och, więc poznawanie miasta Biebera miało
też takie strony jak byłe dziewczyny. Śliczne byłe dziewczyny. Cholera, coś
okropnego było we mnie od czasu, gdy dowiedziałam się o Harrym i Ashley, a była
to czysta zazdrość. Czułam po prostu zazdrość o każdą kobietę, która dotykała
lub dotyka coś, co należy do mnie. Westchnęłam i nie zagłębiając się w kartę
drinków, zamówiłam dla siebie:
- Dwa razy podwójnego shota i małą
colę.
- Widzę, że mój braciszek wybiera
coraz ostrzejsze zawodniczki! – Rosie klasnęła w dłonie.
Po chwili cztery kieliszki stanęły
przede mną i bez większych ceregieli opróżniłam każdy z nich jednym łykiem. Gdy
skończyłam, napiłam się gazowanego napoju. Warto wspomnieć, że nie miałam
bardzo mocnej głowy do alkoholu. Przypomniałam sobie o tym w momencie, gdy
zamówiłam drugi raz to samo.
Bawiłyśmy się świetnie śmiejąc się
z wspomnień Rosalyn o Justinie. Co chwilę do naszego stolika dołączał któryś z
jego dawnych znajomych i jeszcze dwie byłe dziewczyny. A ja piłam coraz więcej,
stając się rozmowna i towarzyska. Mój telefon zapisywał numery nowych
znajomych, którzy umawiali się ze mną na kolejny wieczór. Chyba mnie lubili,
szkoda, że tylko alkohol otwierał mnie z taką łatwością na rozmowy z
nieznajomymi. Gdy wlałam w siebie kolejnego shota Rosie oznajmiła, że niestety
musimy wracać do domu, ponieważ jutro rano musi iść do pracy. Pożegnałam
każdego, chociaż już nie pamiętałam ich imion i powoli ruszyłyśmy w stronę
domu. Muszę przyznać, że siostra mojego chłopaka była równie pijana jak ja.
Zataczałyśmy się, śpiewałyśmy i śmiałyśmy w niebogłosy, ignorując fakt, że była
już północ. W końcu dotarłyśmy na naszą ulicę.
- Maddie, jesteś najlepszą
dziewczyną tego cholernego dupka! – zaszczebiotała Rosalyn.
- Było ich chyba dużo? – zapytałam
równie wesoło, kompletnie ignorując fakt, że niemalże krzyczę. Ciężko szło mi
się w tak wysokich butach, więc nic dziwnego, że wylądowałam na kolanach,
rozdzierając spodnie i kalecząc naskórek.
- Trochę…Justin lubi się zabawić,
nic więcej!
Dziewczyna podniosła mnie jak
gdyby nigdy nic. W końcu dotarłyśmy do domu. Otworzył nam wyraźnie wkurzony
Justin, lecz miałam to gdzieś. Byłam kompletnie pijana. Nie liczyło się nic.
- Maddie, co ci się stało? –
spytał, wskazując na moje nogi.
- Och, przewróciłam się, jak
wracałyśmy… - zaśmiałam się wraz z Rosalyn. Chłopak wziął mnie na ręce kręcąc z
niezadowoleniem głową i zabrał mnie na górę. Odstawił mnie w łazience. Usiadłam
na brzegu wanny.
- Weź prysznic. Sprawdzę co z Rose
i zaraz do ciebie wrócę.
Gdyby mycie się było takie łatwe…
Ściągnęłam buty, odrzucając je na bok. Po chwili pozbyłam się dziurawych spodni
i dziękowałam bogu, że kupiłam dzisiaj dwie pary nowych. Z trudem odpięłam
guziki koszuli, która wylądowała w drugim kącie łazienki. Stanęłam w samej
bieliźnie przed lustrem, obserwując się z każdej strony. W końcu pozbyłam się i
jej, wskakując pod prysznic. Stanęłam w kabinie pozwalając, by woda spływała po
mojej skórze, delikatnie ją rozgrzewając. Nie spostrzegłam się, gdy do
pomieszczenia wrócił Justin. Nie mówiąc nic, po prostu mi się przyglądał.
Otworzyłam szklane drzwiczki i uśmiechnęłam się do niego.
- Chodź do mnie – zaproponowałam
cicho. Zabijcie mnie, miałam ochotę na seks z nim, jak na nic innego w tym momencie.
Cóż z tego, że ledwo trzymałam się na nogach. Nie wyglądał na zniechęconego.
Szybko zrzucił swoje ciuchy i dołączył do mnie, zamykając za sobą kabinę. Wziął
w dłoń miękką gąbkę i przejechał nią po moich plecach, całując mnie w łopatkę.
Odwróciłam się przodem do niego i zarzuciłam dłonie na jego szyję, wpijając się
w jego słodkie usta by pocałować go namiętnie. Wsunęłam śmiało język pomiędzy
jego wargi, zataczając nim kółka w jego buzi. Jego dłonie zjechały na moje
pośladki, za które delikatnie mnie złapał. Korzystając z okazji podniosłam się
na palcach, by opleść nogami jego biodra i wsunąć w siebie jego męskość.
Jęknęłam czując, jaki jest twardy i duży. Przyparł mnie do ściany, całując
każdy skrawek mojej szyi podczas szybkich ruchów biodrami. Z moich ust
wydobywały się pojedyncze jęknięcia gdy czułam go w środku. Jedna z jego dłoni
przejechała na mój policzek, z którego odgarnął włosy i spojrzał w moje oczy.
- Jesteś tak cholernie seksowna,
Maddie… - wymruczał wprost w moje usta, delikatnie ssąc moją dolną wargę.
Wygięłam się delikatnie czując jak przechodzi mnie mocny dreszcz. Ciepło zalało
mnie od środka, a ja jęknęłam głośno, niemal krzycząc jego imię. Po chwili jego
ruchy ustały we mnie i poczułam gorącą ciecz wypełniającą mnie w środku.
Wytrwaliśmy przez chwilę w czułym uścisku, a w końcu Justin uśmiechnął się
niegrzecznie i odstawił mnie z powrotem na nogi, zostawiając mnie samą. Włożył
bokserki i zatrzymał się przy kabinie, by na zaparowanym szkle narysować
opuszkiem palca serduszko i zniknął w sypialni. Gdy skończyłam i wtarłam w
swoje ciało waniliowy balsam, ubrałam swoją piżamę i dołączyłam do łóżka,
wtulając się w jego gorący tors. Objął mnie ramionami w romantycznym uścisku,
który natychmiast spowodował, że uśmiechnęłam się.
- Poznałam dzisiaj dużo twoich
znajomych… i byłych dziewczyn – szepnęłam unosząc wzrok i wyłapując w ciemności
jego błyszczące oczy.
- To miło.
- Dużo jest tych byłych dziewczyn,
lubiłeś się zabawić..
- To już przeszłość – mruknął,
cmokając czubek mojej głowy. – Moja przyszłość jest tutaj, w moich ramionach.
Zamilkłam na dłuższą chwilę. W
moim umyśle huczały wypite procenty, choć nie byłam kompletnie skończona.
Wiedziałam, że zapamiętam każdą chwilę tego wieczora i że to co mówię,
mówiłabym również gdybym była trzeźwa. Oparłam policzek o klatkę piersiową
chłopaka i przymknęłam oczy, walcząc o ostatnie sekundy zanim pochłonie mnie
sen.
- Justin.. – szepnęłam, a gdy
zyskałam pewność, że mnie słucha, dokończyłam swoją wypowiedź. – Ja ciebie też.
~*~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To najdłuższy mój rozdział. Chciałam zamieścić wiele rzeczy, bo czeka nas teraz mały skok w czasie, a relacje Maddie-Justin i Maddie-Rosalyn przydadzą się do tego, co czeka nas w kolejnych rozdziałach. No cóż, koniec mojego gadania - jak wam się podobało? Co najbardziej, hm? Tęsknie za waszymi dłuuuugimi komentarzami, które czytałam z podekscytowaniem! Tak tylko mówię ;)
Ten rozdział jest z dedykacją dla kochanej @luvvmyykidrauhl, obiecałam, więc proszę bardzo, kochanie!<3
Jeśli macie ochotę przeczytać więcej mojej "twórczości" - tutaj znajdziecie krótkie opowiadanie o Larry'm, tutaj moje drugie opowiadanie (obecnie zawieszone). Tutaj możesz zadać mi pytanie.
ten rozdział jest chyba jednym z najlepszych!
OdpowiedzUsuńSuper. Kocham to. Yrbtgdnhbgbhtgvbh next !!! <3 @d0perihanna
OdpowiedzUsuńWspaniały.. kocham to opowiadanie xx i ciebie oczywiście :) czekam na nn @dreamer5512
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest taki.... NIE DO OPISANIA! To chyba jeden z najlepszych rozdziałów, jakie napisałaś, naprawdę. Piszesz cudownie, opisujesz wszystko idealnie, każde emocje są takie realistyczne. Dialogi też są naprawdę świetne. Najgorsze jest to, że nie mam się do czego przyczepić! :) Jejciu, czekam z zniecierpliwością na następny rozdział ;3 @ontariosman
OdpowiedzUsuńomg kocham twój styl pisania, wszystkie emocje opisujesz dokładnie i tak realistycznie! Tylko pozazdrościć talentu. Co do rozdziału to jest naprawdę cudowny i w 100% zgadzam się z komentarzami powyżej, że to chyba jak na razie najlepszy napisany przez Ciebie rozdział. Coraz bardziej zakochuję się w fabule, bo jest zupełnie inna niż wszystkie dotychczas napotkane przeze mnie. Zdecydowanie uwielbiam Maddie i Justina, są tacy kochani hfufhdgusdh. Czekam z niecierpliwością na kolejny<3 @divinebiebur
OdpowiedzUsuńawwwww końcowa scena była kompletnie romantyczna i słodka i uggh kocham twoje opowiadanie ! martwi mnie trochę fakt, że uprawiali seks bez zabezpiecznia... aj nie ładnie. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ! <3
jejku jak mi brakuje harrego, ten rozdzial jest świetny, ty jesteś po prostu uwielbiam to opowiadanie i uwielbiam Ciebie! czekam na następny kochanie! x @letstakeoff
OdpowiedzUsuńCzemu tak malo Hazzy? :D rozdzial jest dkxnsosnalznaondksndoz *.* czekam.na nastepny rozdzial @hazzrawrx
OdpowiedzUsuńOMFG <3333 Jakie to boskieee
OdpowiedzUsuńCzytnelam. Zwariowalam.
OdpowiedzUsuńO matko wspaniały rozdział! Mimo tego trochę mi przykro że nie ma już Haddie :c Mam nadzieję że Justin nie zabił Harry'ego, skoro ten nadal nie wrócił do domu :o Wreszcie Jaddie/Hustin is real dgdpmtmjdpjpjpd
OdpowiedzUsuń@muliniall
O matko wspaniały rozdział! Mimo tego trochę mi przykro że nie ma już Haddie :c Mam nadzieję że Justin nie zabił Harry'ego, skoro ten nadal nie wrócił do domu :o Wreszcie Jaddie/Hustin is real dgdpmtmjdpjpjpd
OdpowiedzUsuń@muliniall
wspaniały rozdział. serio. nareszcie coś fajnego dla maddie. początek jakiejś nowej fazy życia, oby odrobinę bezpieczniejszej i lepszej. chociaż sielanka nie może trwać bez końca, czyż nie?
OdpowiedzUsuń