sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 14. Moja przyszłość jest tutaj, w moich ramionach.

Kocham, kocham, kocham… To słowo dudniło w mojej głowie wyzwalając tysiące emocji naraz. Jak łatwo się domyślić, pomimo kompletnego zmęczenia, nie zasnęłam ani na minutę tej nocy. Po prostu leżałam w jednej pozycji, obserwując Justina leżącego naprzeciw mnie. Jego mocno zarysowaną szczękę, piękne kości policzkowe, długie rzęsy i pełne, malinowe usta, które tak uwielbiałam całować. Wyglądał kompletnie niewinnie, gdy spał pewny tego, że przy moim boku jest bezpieczny. Jego umięśniona klatka piersiowa unosiła się spokojnie za każdym razem gdy brał haust świeżego powietrza. Pachniał dobrze, mieszanką czegoś niezwykle słodkiego oraz niewiadomych substancji nadających woni mocnego wyrazu. Pachniał silnym, pewnym siebie mężczyzną. Pomimo całej mojej nienawiści do niego, do tego, że wraz z nim w moim życiu nastały problemy czułam z nim ogromną więź. Wiedziałam, że mogę na niego zawsze liczyć. Wiedziałam, że mogę się teraz wycofać, a on mimo tego będzie wciąż przy moim boku, będzie strzegł mojego bezpieczeństwa jak najcenniejszego skarbu. Problem w tym, że ja wcale nie chciałam się wycofywać. Było mi cudownie dobrze spędzać z nim każdą – dobrą i złą – minutę mojego życia. Uwielbiałam bać się przy nim, płakać przy nim i śmiać się z jego specyficznego poczucia humoru. Czy to właśnie była miłość? Czy to niezidentyfikowane uczucie, które wypełniało całą mnie, gdy na niego patrzyłam – czy mogłam nazwać to miłością? Jak mam zrozumieć pojęcie słowa „kocham”, gdy do tej pory niemalże każdy, kto użył go wobec mnie, ranił mnie? Moja matka uwielbiała wypowiadać je, dźwięcznie akcentując ostatnią sylabę. Gdzie jest jej miłość teraz? Czemu pomimo tego, że mnie „kochała”, gotowa była zostawić mnie i założyć nową rodzinę? Jak czuł się Harry mówiąc mi o tym, co do mnie czuje, podczas gdy w jego myśli pojawiały się cudownie upojne chwile z Ashley? Jak mogę ufać w to, że miłość jest szczera? Czy to uczucie nie powinno być czyste i bezwarunkowe, oddane, lojalne? Może to ja miałam błędne pojęcie o tym, jak to jest?
Z moich przemyśleń wyrwał mnie delikatny dotyk dłoni Justina na mojej skórze. Przejechał nią wzdłuż mojej talii i podniósł się, by cmoknąć moje usta w słodki sposób.
- Dzień dobry, kochanie – mruknął zaspanym głosem i uśmiechnął się, mierząc moją twarz wzrokiem.
- Nie mogłam zasnąć całą noc – wyznałam szczerze i podniosłam się do pozycji siedzącej, po chwili wychodząc z pachnącej pościeli. Przeszłam całą sypialnie i odsłoniłam ciemne zasłony, wpuszczając do pokoju promienie słoneczne.
- Czemu mnie nie obudziłaś?
- Słodko wyglądałeś.
Usiadłam na wewnętrznym parapecie, opierając się plecami o okno. Wbiłam spojrzenie w jego półnagie ciało, na które po naszych erotycznych chwilach zdołał wciągnąć jedynie bokserki. Wyglądał gorąco. Zabijcie mnie, gdy powiem, że dla takich chwil warto żyć. Najchętniej rzuciłabym się na niego, by ponownie wylądować w łóżku, ale starałam się zachować spokój i po prostu odwróciłam wzrok, przebiegając nim po pomieszczeniu.
- Co takiego nie pozwoliło ci spać? – spytał wstając i nie racząc się ubrać. Skądże. Może mnie przecież zamęczać widokiem swojego cholernie seksownego ciała.
Wzruszyłam ramionami i wypuściłam spokojnie powietrze z moich ust.
- Wciąż nie wiem… wszystkiego. To trochę męczące ufać ci, gdy nie wiem, jakie jest realne zagrożenie.
Przeciągnął palcami wzdłuż swoich włosów pozostawiając je w nieładzie, a następnie pogładził lewą ręką prawy bark i spojrzał na mnie kompletnie nieznanym mi wzrokiem. To było połączenie niepewności z brakiem zaufania, zupełnie jakby bał się, że to, co chce mi powiedzieć trafi do nieodpowiednich osób. Był szalony. Oprócz niego i sporadycznych kontaktów z Michelle, nie miałam kompletnie nikogo. Czyżby o tym zapomniał?
- To strasznie długa historia i ja…
- Justin – przerwałam mu stanowczym głosem i spojrzałam na niego, gdy przegryzł dolną wargę kończąc w ten sposób swoją wypowiedź. – Chcę wiedzieć.
Przez moment stał po prostu naprzeciw mnie, a w końcu wyciągnął ze swoich spodni paczkę papierosów, częstując mnie jednym, a gdy odmówiłam, odpalił swojego, otwierając szerzej okno.
- W Duluth istnieje wiele gangów. To dość dobre miasto, niewiele tam policji, a jest na trasie większych miejsc, do których można przewozić „zdobycze” – przerwał na chwilę, by zaciągnąć się tytoniowym dymem i wypuścił go w kształt idealnej chmurki. – Zajmują się głównie porwaniami. Tak, jak mówiłem ci wcześniej, porywają głównie dla zdobycia organów, które następnie sprzedają na czarnym rynku. To cholernie ogromny biznes, zamieszana jest w to większość ważnych dla naszego kraju ludzi – politycy, służby publiczne, prawnicy, mafia… Nie wyobrażasz sobie, jak wiele osób istnieje na liście chętnych do przyjęcia takiego nielegalnie pobranego organu. Z resztą, gdyby przedstawić to z drugiej strony… Wyobraź sobie, że jesteś bogatą, wziętą prawniczką, gdy nagle twoje dziecko dopada choroba i natychmiastowo potrzebuje nowego serca; zapisałabyś się do kolejki na legalny przeszczep i czekała kilka lat czy zapłaciła – wiedząc, że nie wpłynie to znacząco na komfort twojego życia – i zgarnęła taki narząd nielegalnie?
- To straszne, Justin – odparłam po chwili zastanowienia.
- Kiedy akurat nie ma chętnych na tego typu porwania, porywają dzieci, dla okupów. Na ich konta bankowe codziennie wpływają ogromne sumy pieniędzy…
Przerwał na moment, ale cisza wydawała się trwać całą wieczność. Analizowałam każde jego słowo i miałam wrażenie, że opowiada mi fabułę jakiegoś filmu kryminalnego, a nie coś, co dzieje się naprawdę, w dodatku jest TAK blisko mnie. Wypuścił ostatni raz dym z ust i wyrzucił peta za okno, wzdychając cicho.
- Ja… byłem członkiem takiego gangu. Stałem na najniższym szczeblu, zajmowałem się po prostu zdobywaniem ofiar. To znaczy – zabieraniu ich z ulicy. Dosłownie. Nade mną byli tak zwani „poszukiwacze”, to oni wybierali konkretne osoby, by później przesłać nam ich dane. Kolejnym etapem było dostarczenie ciała do chirurgów. Oni pobierali konkretny narząd i odsyłali go do szefa, on zarządzał do kogo ma to trafić i wysyłał za pomocą kurierów do dawcy. Ten sam proceder miał miejsce kilka razy każdego dnia.
Uchyliłam lekko usta i przymknęłam oczy. W jednej chwili moje poczucie bezpieczeństwa zostało całkowicie zaburzone. Bałam się nawet Justina, który kiedykolwiek miał coś z tym wspólnego. Przyczyniał się do tego ciągu wydarzeń. Brał za to pieniądze.
- Czy ty… ty ich zabijałeś?
- Tak, osoby takie jak ja zazwyczaj miały za zadanie zabić ofiarę, a później jak najszybciej dostarczyć ją do chirurga.
- Nie, Justin – otworzyłam oczy i wbiłam w niego swoje przerażone, zagubione spojrzenie. – Pytam, czy ty kogoś zabiłeś.
Po raz kolejny pomiędzy nami zapanowała krępująca cisza, ale nie przeszkadzała mi. Obawiałam się jego odpowiedzi, ponieważ byłam niemal pewna jak ona będzie brzmiała. Wstałam z parapetu stając naprzeciw niego, gdy minęła kolejna minuta, a on wciąż nie odpowiadał.
- Justin! – podniosłam głos, przyciągając jego spojrzenie, które do tej pory wbite było w martwy punkt gdzieś za oknem. – Chcę wiedzieć, czy kiedykolwiek kogoś zabiłeś!
- To była część mojej pracy i…
Nie zdążył dokończyć, ponieważ na jego policzku spoczęła moja dłoń, która wylądowała tam pod wpływem ciosu. Spoliczkowałam Justina. Nie bałam się swojego czynu. Całkowicie na to zasłużył. Pomimo tego, jak uwielbiałam jego osobę, w tym momencie nim gardziłam. Wróciłam do łóżka, wsuwając się pod kołdrę, szczelnie zakrywając nią całą siebie.
- Maddie… - mruknął natychmiast pojawiając się przy moim boku. Naciągnęłam pierzynę na twarz, nie chcąc na niego patrzeć. – Maddie, kochanie, nie możesz być na mnie zła. W momencie, gdy poszukiwacze dostarczyli nam twoje dane… To był moment, w którym zdecydowałem się odpuścić. Chwila, gdy zobaczyłem twój piękny uśmiech, bystre oczy, delikatną buzię i drobną sylwetkę, po prostu musiałem cię chronić. Codziennie mogą mnie dopaść, a gdy to zrobią… zniszczą moje życie. Zniszczą mnie, najpierw psychicznie, by potem z zimną krwią mnie zabić. Ryzykuję każdego dnia, lecz mam to gdzieś i nie czuję się bohaterem. Robię to dla ciebie. Chcę za każdym razem, gdy się budzę, widzieć ciebie, jak śpisz spokojnie przy moim boku i wiesz, że przy mnie nic ci nie grozi…
Mówił tak cudownie, że poczułam łzy napływające do moich oczu. Wciąż jednak tkwiłam pod kołdrą, pozwalając sobie na tą chwilę słabości w samotności. Czułam, że Justin siedzi na skraju łóżka zwrócony w moją stronę.
- Nie wiem czy to można nazwać miłością. Jeśli tak – kocham cię jak szalony. Chcę, żebyś była szczęśliwa, nieważne gdzie. Gotów jestem trwać przy twoim boku dopóki mnie nie znajdą, a gdy to zrobią mogę umrzeć z pewnością, że uczyniłem wszystko, byś była bezpieczna.
Zapadła cisza, więc zdecydowałam się powoli wysunąć spod pościeli. Gdy chłopak ujrzał łzy na moich policzkach uśmiechnął się cudownie słodko, powodując, że i ja ułożyłam swoje usta w delikatny uśmiech. W moim brzuchu szalały motyle.
- Ja… ja nie mam pojęcia co mogę powiedzieć – odparłam szczerze i usiadłam, opierając się o ścianę.
- Nie musisz nic mówić, Maddie. Po prostu bądź ze mną w tym wszystkim. Lubię sposób w jaki na mnie wpływasz.
- Będę Justin, będę zawsze…
Przytulił mnie z całych swych sił i mogłam w spokoju rozkoszować się cudownym zapachem jego gładkiej skóry. Czułam napinające się mięśnie w momencie, gdy obiema dłońmi przejechał wzdłuż moich pleców. W jednym momencie nasza słodka chwila została przerwana, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Nie zdążyliśmy się od siebie oderwać, gdy drzwi otworzyły się i w progu stanęła Rosalyn. Była naprawdę piękna i mogłam z łatwością wyłapać pewne cechy wyglądu, które łączyły ją z bratem. Między innymi duże, błyszczące oczy o żywym kolorze.
- Cześć robaczki… Wybaczcie, że przerywam wam tą romantyczną chwilę, ale śniadanie jest gotowe – oznajmiła posyłając nam piękny uśmiech. Nie mogłam opisać, jak bardzo ją polubiłam, od pierwszej chwili. Dała nam dach nad głową i zrobiła pyszną kolację, a dziś śniadanie. To naprawdę miłe z jej strony.
- Dzięki, Rosie. Zejdziemy za chwilę.

Zajadałam się przepysznym omletem zupełnie, jakby to był mój pierwszy posiłek w życiu. Nigdy nie jadłam tak słodkiej i apetycznej potrawy, z całym szacunkiem dla umiejętności kulinarnych Justina, ale jego siostra robiła to jeszcze lepiej. Gdy zjedliśmy zdecydowałam się pozmywać. Bieber wyszedł na dwór, by umyć samochód i w ten sposób zostałyśmy z Rosalyn same. Czułam się niezręcznie, nie wiedząc o czym z nią rozmawiać, ale ona nie miała tego problemu.
- Więc mój braciszek w końcu wyrwał porządną dziewczynę – odparła jakby do siebie. – Cholernie się cieszę z jego..z waszego szczęścia. Naprawdę, to cudowne. Widać po nim, że jest w tobie kurewsko zakochany.
- To miłe, dziękuję.
Byłam beznadziejną rozmówczynią, wiem, ale nie wińcie mnie. Właśnie poznawałam rodzinę mojego… chłopaka. Tak, chyba mogłam nazwać Justina moim chłopakiem. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz na dźwięk słowa „zakochany”. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki jak on pokochał kogoś takiego jak ja – zwykłą dziewczynę z małego miasteczka.
- Masz ochotę się dzisiaj trochę rozerwać? Mogłybyśmy skoczyć na zakupy, a potem może na drinka, co ty na to? Justin nie miałby nic przeciwko, z pewnością chciałby spotkać się z kumplami.
Wyjrzałam przez okno obserwując przez moment, jak gorąco wygląda nawet, gdy myje samochód. Odłożyłam ostatni talerz na suszarkę i zakręciłam wodę, wycierając wilgotne ręce w papierowy ręcznik. Odwróciłam się w stronę Rosalyn z uśmiechem i przytaknęłam lekko głową.
- Chętnie. Wykonam tylko kilka telefonów, przebiorę się i możemy jechać.
Dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła na kanapie biorąc w dłoń magazyn leżący na stoliku.
- Nie ma sprawy, zaczekam.
Niewiele myśląc wróciłam na piętro. Z torby wyjęłam telefon. 8 nieodebranych połączeń. Westchnęłam żałośnie, przeglądając kto się do mnie dobijał, ale nie napotkałam niespodzianki. Pięć od mojego szefa z baru, dwa ze szkoły i jeden od Michelle. Najpierw wykręciłam numer do baru. Po kilku sygnałach odebrała miła Veronica, którą poznałam podczas rozmowy kwalifikacyjnej. W kilku słowach podziękowałam za krótką współpracę i przeprosiłam za zamieszanie, tłumacząc się koszmarnie ważnym wyjazdem w sprawach rodzinnych. W ten sposób ponownie stałam się bezrobotna. Następnie zadzwoniłam do szkolnego psychologa, pani Jones, z którą miałam najlepszy kontakt w szkole. Tym razem użyłam wymówki o odwiedzinach u mamy… Wspomniałam o tym, jak źle wpłynęła na mnie śmierć ojca. Zakończyłam rozmowę mówiąc, że pod koniec roku pojawię się po świadectwo i wypis. Tak, to głupie, lecz byłam niemalże pewna tego, że rzucę szkołę. W końcu wykręciłam numer Michelle, która natychmiast odebrała.
- Maddie… możesz mi wytłumaczyć, gdzie do cholery jesteś ty i Harry?
- Nie ma go w domu? – spytałam spokojnym tonem, starając się nie rozpłakać na dźwięk jego imienia.
- Nie. Zniknął wtedy kiedy ty. Nie ma go z tobą?
- Michelle, on mnie zdradził. Nakryłam go na tym. Wróciłam ze spotkania z Justinem i on… z Ashley…
- Justin?! To z nim teraz jesteś?
- Kochanie, nie martw się o mnie. Jestem bezpieczna z Justinem poza Duluth. Proszę, daj mi znać, jak Harry wróci do domu. Odezwę się niedługo, Chelle. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Uważaj na siebie, dobrze?
- Ty też.
Wyłączyłam telefon przez moment siedząc bezczynnie, ale w końcu wstałam i wygrzebałam z torby zwykłe czarne, jeansowe rurki, białą koszulę z lekkiego materiału z ćwiekami na ramionach i wysokie buty typu lita. Do wszystkiego dobrałam dużą czarną torbę wrzucając do niej swoje dokumenty, telefon i paczkę gum do żucia. Po chwili w sypialni pojawił się Justin.
- Maddie, nie wiem czy to dobry pomysł…
- Spokojnie, przecież będę z twoją siostrą. Nic złego nam się nie stanie… - uspokoiłam go uśmiechając się. Schylił się i wyciągnął portfel, podając mi go.
- W środku jest karta kredytowa. Pin to rok mojego urodzenia. Kup sobie coś ładnego.
- Justin…
- Nie, nie ma odmowy. Gdyby coś się działo, od razu do mnie zadzwoń, dobrze?
Wstałam, przewieszając torebkę na ramieniu. Wzięłam jego portfel, choć niechętnie i wrzuciłam go do środka. Położyłam dłonie na jego szyi i oparłam czoło o jego czoło.
- Zadzwonię od razu – złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, które przeciągnął się przez dłuższy moment. – Rozerwij się trochę. Spotkaj ze starymi znajomymi. Wrócę wieczorem cała i zdrowa, obiecuję.
Uśmiechnął się, zjeżdżając dłońmi na moje biodra. Po raz ostatni cmoknął moje usta.
- Wyglądasz rewelacyjnie. Bawcie się dobrze.

Centrum handlowe w Saint Louis było dwukrotnie większe od tego w Duluth. Mnóstwo sklepów, o których marzyłam by je odwiedzić, stały dla mnie otworem. Szybko wciągnęłam się w wydawanie pieniędzy Justina, choć czułam się winna za każdym razem, gdy wstukiwałam cyfry „1994” w klawiaturę terminalu. W momencie gdy i ja i Rosalyn miałyśmy po kilka dużych papierowych toreb, wrzuciłyśmy je do bagażnika białego Range Rovera i ruszyłyśmy w stronę domu. Odstawiłyśmy samochód na podjazd i do baru poszłyśmy pieszo. Jak się okazało, było to zaledwie dwie przecznice odległości. Bar „Malibu” był ogromnym, dwupoziomowym miejscem. Głośna muzyka zachęcała do wejścia. W środku piękne, długonogie kelnerki roznosiły drinki pomiędzy stolikami. Tłumy ludzi… Śledziłam Rosalyn, która weszła na piętro i usiadła przy stoliku nieopodal okna, blisko balkonu, który służył za palarnię.
- I jak ci się podoba? – spytała ściągając z ramion skórzaną ramoneskę w kolorze smoły. Odłożyła ją na oparcie fotela i przywołała kelnerkę, witając się z nią pocałunkiem w policzek. Była to średniego wzrostu dziewczyna o długich, czarnych włosach. Uśmiechała się szeroko i wyglądała na strasznie młodą. To znaczy – w moim wieku.
- Isabelle, to jest Madison. To nowa dziewczyna Justina – przedstawiła mnie Rosie. Dziewczyna podała mi ręka, którą uścisnęłam.
- Mów mi Bella, jestem byłą dziewczyną twojego chłopaka.
Zachichotała i zajęła się przyjmowaniem zamówienia od Rosalyn. Och, więc poznawanie miasta Biebera miało też takie strony jak byłe dziewczyny. Śliczne byłe dziewczyny. Cholera, coś okropnego było we mnie od czasu, gdy dowiedziałam się o Harrym i Ashley, a była to czysta zazdrość. Czułam po prostu zazdrość o każdą kobietę, która dotykała lub dotyka coś, co należy do mnie. Westchnęłam i nie zagłębiając się w kartę drinków, zamówiłam dla siebie:
- Dwa razy podwójnego shota i małą colę.
- Widzę, że mój braciszek wybiera coraz ostrzejsze zawodniczki! – Rosie klasnęła w dłonie.
Po chwili cztery kieliszki stanęły przede mną i bez większych ceregieli opróżniłam każdy z nich jednym łykiem. Gdy skończyłam, napiłam się gazowanego napoju. Warto wspomnieć, że nie miałam bardzo mocnej głowy do alkoholu. Przypomniałam sobie o tym w momencie, gdy zamówiłam drugi raz to samo.
Bawiłyśmy się świetnie śmiejąc się z wspomnień Rosalyn o Justinie. Co chwilę do naszego stolika dołączał któryś z jego dawnych znajomych i jeszcze dwie byłe dziewczyny. A ja piłam coraz więcej, stając się rozmowna i towarzyska. Mój telefon zapisywał numery nowych znajomych, którzy umawiali się ze mną na kolejny wieczór. Chyba mnie lubili, szkoda, że tylko alkohol otwierał mnie z taką łatwością na rozmowy z nieznajomymi. Gdy wlałam w siebie kolejnego shota Rosie oznajmiła, że niestety musimy wracać do domu, ponieważ jutro rano musi iść do pracy. Pożegnałam każdego, chociaż już nie pamiętałam ich imion i powoli ruszyłyśmy w stronę domu. Muszę przyznać, że siostra mojego chłopaka była równie pijana jak ja. Zataczałyśmy się, śpiewałyśmy i śmiałyśmy w niebogłosy, ignorując fakt, że była już północ. W końcu dotarłyśmy na naszą ulicę.
- Maddie, jesteś najlepszą dziewczyną tego cholernego dupka! – zaszczebiotała Rosalyn.
- Było ich chyba dużo? – zapytałam równie wesoło, kompletnie ignorując fakt, że niemalże krzyczę. Ciężko szło mi się w tak wysokich butach, więc nic dziwnego, że wylądowałam na kolanach, rozdzierając spodnie i kalecząc naskórek.
- Trochę…Justin lubi się zabawić, nic więcej!
Dziewczyna podniosła mnie jak gdyby nigdy nic. W końcu dotarłyśmy do domu. Otworzył nam wyraźnie wkurzony Justin, lecz miałam to gdzieś. Byłam kompletnie pijana. Nie liczyło się nic.
- Maddie, co ci się stało? – spytał, wskazując na moje nogi.
- Och, przewróciłam się, jak wracałyśmy… - zaśmiałam się wraz z Rosalyn. Chłopak wziął mnie na ręce kręcąc z niezadowoleniem głową i zabrał mnie na górę. Odstawił mnie w łazience. Usiadłam na brzegu wanny.
- Weź prysznic. Sprawdzę co z Rose i zaraz do ciebie wrócę.
Gdyby mycie się było takie łatwe… Ściągnęłam buty, odrzucając je na bok. Po chwili pozbyłam się dziurawych spodni i dziękowałam bogu, że kupiłam dzisiaj dwie pary nowych. Z trudem odpięłam guziki koszuli, która wylądowała w drugim kącie łazienki. Stanęłam w samej bieliźnie przed lustrem, obserwując się z każdej strony. W końcu pozbyłam się i jej, wskakując pod prysznic. Stanęłam w kabinie pozwalając, by woda spływała po mojej skórze, delikatnie ją rozgrzewając. Nie spostrzegłam się, gdy do pomieszczenia wrócił Justin. Nie mówiąc nic, po prostu mi się przyglądał. Otworzyłam szklane drzwiczki i uśmiechnęłam się do niego.
- Chodź do mnie – zaproponowałam cicho. Zabijcie mnie, miałam ochotę na seks z nim, jak na nic innego w tym momencie. Cóż z tego, że ledwo trzymałam się na nogach. Nie wyglądał na zniechęconego. Szybko zrzucił swoje ciuchy i dołączył do mnie, zamykając za sobą kabinę. Wziął w dłoń miękką gąbkę i przejechał nią po moich plecach, całując mnie w łopatkę. Odwróciłam się przodem do niego i zarzuciłam dłonie na jego szyję, wpijając się w jego słodkie usta by pocałować go namiętnie. Wsunęłam śmiało język pomiędzy jego wargi, zataczając nim kółka w jego buzi. Jego dłonie zjechały na moje pośladki, za które delikatnie mnie złapał. Korzystając z okazji podniosłam się na palcach, by opleść nogami jego biodra i wsunąć w siebie jego męskość. Jęknęłam czując, jaki jest twardy i duży. Przyparł mnie do ściany, całując każdy skrawek mojej szyi podczas szybkich ruchów biodrami. Z moich ust wydobywały się pojedyncze jęknięcia gdy czułam go w środku. Jedna z jego dłoni przejechała na mój policzek, z którego odgarnął włosy i spojrzał w moje oczy.
- Jesteś tak cholernie seksowna, Maddie… - wymruczał wprost w moje usta, delikatnie ssąc moją dolną wargę. Wygięłam się delikatnie czując jak przechodzi mnie mocny dreszcz. Ciepło zalało mnie od środka, a ja jęknęłam głośno, niemal krzycząc jego imię. Po chwili jego ruchy ustały we mnie i poczułam gorącą ciecz wypełniającą mnie w środku. Wytrwaliśmy przez chwilę w czułym uścisku, a w końcu Justin uśmiechnął się niegrzecznie i odstawił mnie z powrotem na nogi, zostawiając mnie samą. Włożył bokserki i zatrzymał się przy kabinie, by na zaparowanym szkle narysować opuszkiem palca serduszko i zniknął w sypialni. Gdy skończyłam i wtarłam w swoje ciało waniliowy balsam, ubrałam swoją piżamę i dołączyłam do łóżka, wtulając się w jego gorący tors. Objął mnie ramionami w romantycznym uścisku, który natychmiast spowodował, że uśmiechnęłam się.
- Poznałam dzisiaj dużo twoich znajomych… i byłych dziewczyn – szepnęłam unosząc wzrok i wyłapując w ciemności jego błyszczące oczy.
- To miło.
- Dużo jest tych byłych dziewczyn, lubiłeś się zabawić..
- To już przeszłość – mruknął, cmokając czubek mojej głowy. – Moja przyszłość jest tutaj, w moich ramionach.
Zamilkłam na dłuższą chwilę. W moim umyśle huczały wypite procenty, choć nie byłam kompletnie skończona. Wiedziałam, że zapamiętam każdą chwilę tego wieczora i że to co mówię, mówiłabym również gdybym była trzeźwa. Oparłam policzek o klatkę piersiową chłopaka i przymknęłam oczy, walcząc o ostatnie sekundy zanim pochłonie mnie sen.

- Justin.. – szepnęłam, a gdy zyskałam pewność, że mnie słucha, dokończyłam swoją wypowiedź. – Ja ciebie też.

~*~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To najdłuższy mój rozdział. Chciałam zamieścić wiele rzeczy, bo czeka nas teraz mały skok w czasie, a relacje Maddie-Justin i Maddie-Rosalyn przydadzą się do tego, co czeka nas w kolejnych rozdziałach. No cóż, koniec mojego gadania - jak wam się podobało? Co najbardziej, hm? Tęsknie za waszymi dłuuuugimi komentarzami, które czytałam z podekscytowaniem! Tak tylko mówię ;)
Ten rozdział jest z dedykacją dla kochanej @luvvmyykidrauhl, obiecałam, więc proszę bardzo, kochanie!<3

Jeśli macie ochotę przeczytać więcej mojej "twórczości" - tutaj znajdziecie krótkie opowiadanie o Larry'm, tutaj moje drugie opowiadanie (obecnie zawieszone). Tutaj możesz zadać mi pytanie.

13 komentarzy:

  1. ten rozdział jest chyba jednym z najlepszych!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Kocham to. Yrbtgdnhbgbhtgvbh next !!! <3 @d0perihanna

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały.. kocham to opowiadanie xx i ciebie oczywiście :) czekam na nn @dreamer5512

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jest taki.... NIE DO OPISANIA! To chyba jeden z najlepszych rozdziałów, jakie napisałaś, naprawdę. Piszesz cudownie, opisujesz wszystko idealnie, każde emocje są takie realistyczne. Dialogi też są naprawdę świetne. Najgorsze jest to, że nie mam się do czego przyczepić! :) Jejciu, czekam z zniecierpliwością na następny rozdział ;3 @ontariosman

    OdpowiedzUsuń
  5. omg kocham twój styl pisania, wszystkie emocje opisujesz dokładnie i tak realistycznie! Tylko pozazdrościć talentu. Co do rozdziału to jest naprawdę cudowny i w 100% zgadzam się z komentarzami powyżej, że to chyba jak na razie najlepszy napisany przez Ciebie rozdział. Coraz bardziej zakochuję się w fabule, bo jest zupełnie inna niż wszystkie dotychczas napotkane przeze mnie. Zdecydowanie uwielbiam Maddie i Justina, są tacy kochani hfufhdgusdh. Czekam z niecierpliwością na kolejny<3 @divinebiebur

    OdpowiedzUsuń
  6. awwwww końcowa scena była kompletnie romantyczna i słodka i uggh kocham twoje opowiadanie ! martwi mnie trochę fakt, że uprawiali seks bez zabezpiecznia... aj nie ładnie. :)
    Czekam na następny ! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. jejku jak mi brakuje harrego, ten rozdzial jest świetny, ty jesteś po prostu uwielbiam to opowiadanie i uwielbiam Ciebie! czekam na następny kochanie! x @letstakeoff

    OdpowiedzUsuń
  8. Czemu tak malo Hazzy? :D rozdzial jest dkxnsosnalznaondksndoz *.* czekam.na nastepny rozdzial @hazzrawrx

    OdpowiedzUsuń
  9. OMFG <3333 Jakie to boskieee

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytnelam. Zwariowalam.

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko wspaniały rozdział! Mimo tego trochę mi przykro że nie ma już Haddie :c Mam nadzieję że Justin nie zabił Harry'ego, skoro ten nadal nie wrócił do domu :o Wreszcie Jaddie/Hustin is real dgdpmtmjdpjpjpd

    @muliniall

    OdpowiedzUsuń
  12. O matko wspaniały rozdział! Mimo tego trochę mi przykro że nie ma już Haddie :c Mam nadzieję że Justin nie zabił Harry'ego, skoro ten nadal nie wrócił do domu :o Wreszcie Jaddie/Hustin is real dgdpmtmjdpjpjpd

    @muliniall

    OdpowiedzUsuń
  13. wspaniały rozdział. serio. nareszcie coś fajnego dla maddie. początek jakiejś nowej fazy życia, oby odrobinę bezpieczniejszej i lepszej. chociaż sielanka nie może trwać bez końca, czyż nie?

    OdpowiedzUsuń

podobał Ci się rozdział? skomentuj!