wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 7. Maddie, jesteś tak cholernie niemądra.

Obudziłam się, gdy Justina nie było już w pokoju. Przeciągnęłam się i pozwoliłam sobie na wylegiwanie się w łóżku. Moją głowę zaprzątały różne myśli. Przede wszystkim chciałam wiedzieć, czy z Harry’m wszystko w porządku. Sama myśl o tym, że poprzedniego wieczoru uprawiałam seks z Justinem, podczas gdy on był w niewiadomym stanie z mojej winy wprawiała mnie w zakłopotanie. Cholera, byłam egoistyczną dziwką. Poczucie winy gryzło mnie od środka i bałam się, że nie da mi spokoju. Nie powinno dawać mi spokoju. Wstałam z łóżka i w mgnieniu oka przedostałam się piętro wyżej, by się ubrać. Wzięłam szybki prysznic, a gdy ciepła woda otulała moją skórę, czyściłam się dokładnie, jakbym chciała zmyć z siebie grzech poprzedniej nocy. Gdy skończyłam kąpiel, ubrałam się w luźny biały sweter i czarne legginsy. Na nogi włożyłam zwykłe czarne vansy i rozczesałam włosy pozwalając im samodzielnie wyschnąć. Usiadłam na swoim łóżku krzyżując nogi i wybrałam numer do mojej przyjaciółki, oddychając ciężko.
- Maddie? – usłyszałam jej łamiący się głos, który roznosił się echem po pomieszczeniu, w którym była. Szpital.
- Co z Harry’m? – spytałam spokojnie, lecz usłyszałam, że na moje pytanie odetchnęła głęboko, starając się nie rozpłakać. Znałam ją zbyt dobrze.
- Jest… okej. Dzisiaj ma zabieg, kula na szczęście trafiła w mięsień i… brakowało kilku milimetrów, by…
- Przyjadę tam dzisiaj.
- Na pewno będzie chciał cię zobaczyć. Zabieg kończy się o osiemnastej, a my z rodzicami wrócimy do domu na dwudziestą.
- Dobrze, Michelle, będę tam. Trzymaj się kochanie…
Usłyszałam pociągnięcie nosem i połączenie zakończyło się. Zastanawiałam się, czy Michelle wie, że to przeze mnie jej brat leży w szpitalu. Moje dłonie drżały na samą myśl, że mógłby stracić życie… Tak niewiele brakowało, by przez moją bezmyślność i chęć robienia tego na co ja mam ochotę, mogłoby go zabraknąć. Podniosłam się i zeszłam na dół, gdzie Justin właśnie kończył przygotowywać dla nas śniadanie. Wyglądał na szczęśliwego i choć wciąż wydawał mi się strasznie pociągający… było w nim coś odpychającego. Czułam się, jakby wczorajszego wieczoru wstąpiła we mnie zupełnie inna osoba. Nie kochana Maddie, a zwykła suka Madison. Jakbym miała rozdwojenie jaźni, jakieś alter ego, wstępujące we mnie w niektórych sytuacjach. Nie lubiłam tej Madison. Działała wbrew mojej prawdziwej naturze, chcąc tylko zaspokoić swoje pragnienia. Nie zważała na nic, nie myślała racjonalnie. Usiadłam przy stole, a chłopak postawił przede mną talerz z jajecznicą. Zaczęłam powoli jeść w kompletnym milczeniu. Nawet nie podnosiłam wzroku, by nie napotkać brązowych oczu z delikatną, bursztynową poświatą.
- Jak się spało, księżniczko? – odezwał się w końcu i oblizał wargi formując je w uroczy uśmiech. Wydawał się być naprawdę szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. To straszne, że zabawiłam się jego uczuciami. Naprawdę robiłam wiele szkód w ostatnim czasie…
- Dobrze. – odparłam spokojnie i postanowiłam natychmiast zmienić temat. – Chciałabym pojechać dzisiaj do szpitala. Czy sądzisz, że to dobry pomysł?
- Do Harry’ego?
Przytaknęłam gestem głowy na co Justin wzruszył ramionami. Wziął się za jedzenie swojej porcji i gdy popił ją łykiem soku pomarańczowego zdecydował się na mnie spojrzeć. Próbowałam rozszyfrować z jego oczu o czym myśli i jak strasznie namieszałam w jego głowie. Całkowicie straciłam ochotę na jedzenie, więc po prostu siedziałam, czekając na pozwolenie, zupełnie jak dziewczynka prosząca o zgodę na wyjście swoich rodziców. W końcu nabrał dużo powietrza w usta i wypuścił je ze świstem.
- Zgoda. Odwrócę w jakiś sposób ich uwagę.
- Pojadę tam o dwudziestej.
Wzruszył obojętnie ramionami. Wiedział, że nic nie poradzi na mój upór. Podziękowałam za śniadanie i wróciłam do swojego pokoju, kładąc się w łóżku. Może robiłam ogromny błąd oddając się tylko swoim myślom, które niemalże pochłaniały mnie od środka? To wszystko dzieje się tak szybko, a spowodowane jest moją wewnętrzną walką pomiędzy pragnieniami mojego ciała, a mojego serca. Wiem, że powinnam teraz być odpowiedzialna, przewidywać pewne sytuacje i pięć razy myśleć przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu, ale coś czasem pcha mnie do podejmowania pochopnych decyzji, których później żałuję. Może to zwykła ludzka głupota, to przecież niemożliwe, by mój umysł dokonując jakiejś tam wstępnej analizy sytuacji wybierał za każdym razem tą gorszą ścieżkę. Miałam dość. Zwyczajnie dość tego, co działo się w ciągu kilku ostatnich dni. Głowa pękała mi od nadmiaru wrażeń, a co najgorsze, wiedziałam, byłam niemalże pewna, że to jeszcze nawet nie półmetek okrutnych starć ze złośliwym losem. Chciałam zamknąć oczy, obudzić się z tego koszmaru, jak gdyby cała ta historia nigdy nie miała miejsca. Moje marzenia były jednak odległe od realizacji i niemożliwe. Przymknęłam powieki czując pulsacyjny ból głowy i postanowiłam za wszelką cenę zasnąć. Pragnęłam obudzić się tuż przed wyjściem z domu.

- Maddie? – obudził mnie spokojny głos Justina, który stał z kluczykami w dłoni gotowy do wyjścia. Pospiesznie podniosłam się i rozczesałam włosy chcąc wyglądać przynajmniej znośnie. Przytaknęłam gestem głowy i udaliśmy się do garażu, gdzie oboje wsiedliśmy do jego samochodu. Kiedy poprzednim razem w nim jechałam, byłam tak wstrząśnięta, że nie zdałam sobie sprawy, że siedzę w tak drogim pojeździe. Droga pod szpital miejski zajęła nam zaledwie kilka minut. Gdy zatrzymaliśmy się na parkingu, chłopak spojrzał na mnie zaszklonymi oczami przepełnionymi smutkiem.
- Przyjedziesz po mnie?
- Oczywiście, zadzwoń o której mam przyjechać.
Odpięłam pas i wysiadłam z pojazdu, po czym schyliłam się i zapukałam w szybę. Zsunęła się powoli w dół.
- Justin…? – szepnęłam pochylając się i zaglądając do środka. – Dziękuję ci.
Nie odpowiedział nic. Po chwili nie było go już na parkingu.

Weszłam na salę powolnym krokiem, niemalże bezszelestnie wsuwając się do środka. Jedynym pacjentem w tym miejscu był Harry. Jego brązowe loki kontrastowały z idealną bielą poduszek. Leżał na plecach, a z jego przedramienia wystawała plastikowa rurka, która transportowała morfinę do jego żył. Miał zamknięte powieki i oddychał spokojnie. Jego klatkę piersiową pokrywały bandaże i w zasadzie oprócz ran na skórze nic poważniejszego mu się nie stało. Miał tylko kilka siniaków na twarzy i rozcięty łuk brwiowy. Pomimo niewielkich obrażeń poczułam ukłucie w dołku, gdy zobaczyłam go… Świadomość, że to stało się tylko przez moją bezmyślność zabijała mnie od środka. Usiadłam na krześle postawionym przy łóżku i złapałam go za dłoń. Nie, nie wydarzyło się tak, jak w filmie, nie obudził się by mnie ucałować. Jego sen wciąż był głęboki.

Dopiero po dwóch godzinach mojego czuwania przy łóżku chłopak obudził się i spojrzał na mnie zamglonym spojrzeniem. Przez chwilę po prostu się na mnie patrzył, po czym ze świstem wypuścił powietrze.
- Harry, ja…- pokręcił głową ucinając moje starania na powiedzenie czegoś, co rozrzedziłoby tą gęstą atmosferę, która była pomiędzy nami.
- Justin… Przyjechał po ciebie Justin.
Cholera, czemu nie pomyślałam o tym wcześniej. Szare porsche panamera musiało być jedynym takim w okręgu…kilku miast. To przecież oczywiste, że Harry go rozpoznał. Ale czy był zazdrosny? Czemu przeszkadzał mu fakt, że to Justin pomógł mi podczas tej strzelaniny? Miał mi i jemu za złe, że zostawiliśmy go samego? Tak, to wydawało się najbardziej prawdopodobnym scenariuszem.
- Tak, on..pomaga mi od pewnego czasu.
- To u niego mieszkasz? – jego głos wydobywał się z ust półszeptem i widać było, że wkłada wiele sił w wypowiedzenie choćby jednego słowa. Gdybym mogła mu w jakiś sposób pomóc… Nie zastanawiałabym się. Byłam tak cholernie na siebie wściekła, że mogłam doprowadzić kogoś do takiego stanu. A moją wściekłość potęgował fakt, że tą osobą był Styles.
Przytaknęłam po prostu głową i poczułam, jak moje policzki zalewa purpurowy rumieniec. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie spodziewałam się, że Harry’emu nie spodoba się obecność Justina w moim życiu.
- Maddie, jesteś tak cholernie niemądra – rzucił nagle, co spowodowało ukłucie w moim dołku. Okej, może przegięłam w pewnych kwestiach, ale nazywanie mnie niemądrą było… niemiłe. Nie liczyłam na fajerwerki i oznaki miłości, ale miałam nadzieję na choćby wybaczenie zaistniałej sytuacji. Nieważne. Czekała mnie długa droga pod górkę, by odbudować zaufanie Harry’ego, ale nie przejmowałam się czasem, trudnościami. Chciałam po prostu być blisko niego. Czuć jego cudowny zapach i odkrywać nowe drobne zmarszczki na jego policzkach, gdy się uśmiechał. – Czemu zaufałaś kompletnie obcej osobie?
- Nie wiem Harry. To wszystko, co się ostatnio dzieje… po prostu mnie przerasta.
Zamilkliśmy na dłuższą chwilę, podczas której chłopak podniósł się z niemałym trudem do pozycji siedzącej. Spojrzał na mnie i wolną dłonią poczochrał moje brązowe włosy pozostawiając je w nieładzie.
- Przywieź z korytarza wózek inwalidzki.
Przejażdżka? Wykonałam jego polecenie i po chwili samodzielnie znalazł się na tej szalonej maszynie, gotowy do drogi. Jechał w zasadzie sam, ja tylko co jakiś czas mogłam pchnąć go. Wsiedliśmy do windy i pojechaliśmy na najwyższe piętro. Pamiętałam to miejsce. To tutaj przebierałyśmy się, gdy miałyśmy pomagać mamie Michelle. Rząd białych identycznych drzwi mignął obok nas. Harry wydawał się doskonale znać drogę do miejsca, do którego się udawaliśmy. Popychał kolejne drzwi, często prosząc mnie o pomoc. W końcu powitał nas podmuch wiatru i znaleźliśmy się na ogromnym, szpitalnym tarasie. Było tam pusto. Kilka ławek wystawionych dla pacjentów pozostawały opuszczone. Nie ma co się dziwić. Zbliżała się dwudziesta trzecia. Zajęliśmy miejsce przy barierce, gdzie mogłam usiąść na krześle i być naprzeciwko zielonookiego.
- Wzięłaś ze sobą papierosy, prawda? – zapytał z nadzieją w głosie i gestem głowy wskazał na moją torebkę.
- Możesz palić?
- Nikt mi tego nie zabronił, milczenie wyraża zgodę, czyż nie? – uśmiechnął się cwaniacko i wetknął papierosa do ust, odpalając go zapalniczką. Szybko uczyniłam to samo. Paliliśmy w kompletnym milczeniu i dopiero, gdy obydwa pety poszybowały z dachu i spadły na bruk parkingu pod nami, połączyliśmy nasze spojrzenia.
- Naprawdę mi głupio, Harry. Nie wiem, co mogę powiedzieć, żebyś wiedział, co czuję.
- Zapewnij mnie, że robisz dobrze trzymając się z Justinem.
- Sama tego nie wiem. Cholera, ten chłopak wciąż powtarza, że muszę mu ufać, inaczej nie przeżyję i ja… Boję się zostać z tym sama.
Spojrzałam na niego w momencie, gdy bawił się swoimi dłońmi. Wyginał palec czekając aż kości strzelą po czym kontynuował zabawę z kolejnym.
- Przecież też w tym tkwię. Jestem z tobą.
- Tak wiem, ale zobacz, co się dzieję, gdy zbliżam się do ciebie.. Nie chcę, byś za każdym razem kończył w szpitalu.
- Przeprowadź się do nas. Michelle cię potrzebuję. Ja wychodzę za dwa dni…
Moja głowa zbierała informację i stała się jednym wielkim mętlikiem. Z jednej strony wiedziałam, że przynajmniej póki co Justin doskonale radził sobie z ochroną mnie. Z drugiej jednak zdawałam sobie sprawę, że mój dom jest tam, gdzie moje serce, moi przyjaciele i moje własne poczucie bezpieczeństwa. Nie wiedziałam co jeszcze stanie się w domu tamtego chłopaka, natomiast atmosfery panującej w domu państwa Styles byłam pewna.

Spędziłam u Harry’ego czas do drugiej w nocy. Rozmawialiśmy o jego przeszłości i przyszłości. O tym, jak uwielbia tatuaże i jaki jeszcze chciałby mieć. Nie zdałam sobie sprawy z szybkiego upływu czasu, do momentu, gdy mój telefon zadzwonił. Justin. Zdecydował, że przyjedzie, bo robi się późno. Cóż, nie miałam wyboru. Pożegnałam się z Stylesem i obiecałam, że zobaczymy się wkrótce. Gdy wsiadłam do samochodu Biebera, spojrzałam na niego szczerym spojrzeniem i ze stoickim spokojem oznajmiłam:

- Wyprowadzam się.

~*~
Przepraszam za opóźnienie związane z rozdziałem, ale jakoś...nie mogłam go przemęczyć, ugh. Wybaczcie.
Kocham Was!:*
@avonsie

tumblr - zapraszam do obserwowania  / pytania -możecie pytać o wszystko

18 komentarzy:

  1. Powiedz mi dlaczego ja tak cholernie kocham to opowiadanie? A czekaj.. Jest w nim Harry i Justin. Jest także ciekawa fabuła i pięknie ułożone zdania. Dobra już wiem :D Kocham Twój talent, kocham to opowiadanie i kocham to wszystko! Ciekawe co będzie w następnym rozdziale :D

    OdpowiedzUsuń
  2. jezu Maddie chyba źle robi wyprowadzając się od Justina, bo przecież osoby które jej szukają dużo łatwiej ją znajdą.
    Ciekawi mnie bardzo reakcja Justina na to hdsfsdusdh czekam na następny<3
    #teamjustin @divinebiebur

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydrukuj to jako książkę, to jak będę stara to będę wnuczkom! <33333 Kocham Cię po prostu! jdskwdnhlwkrjekfnkjjjjewn #TeamHarry :>
    http://diamentowe-imaginy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Aha, czyli chce się wprowadzić do miszkania w którym jej szukali ludzie chcący ją zabić. MĄDRA DECYZJA

    OdpowiedzUsuń
  5. BARDZO podoba mi się sposób w jaki opisujesz wszystko i wgl ale jednak jest wiele niedociągnęć. Np. jej ojciec zginął gdzie w tym momencie jest policja, dalsza rodzina, albo jakaś opieka społeczna? I czemu policja nie robi dochodzenia w związku z wypadkiem PLUS skoro go potrąciła i miał takie obrażenia to jakim cudem jej ojciec się nie zorientował, że rozwaliła auto ><

    OdpowiedzUsuń
  6. PIĘKNE. MASZ TALENT

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli w tym rozdziale #teamHarry. Dobrze, że Maddie coś zrozumiała, teraz historia będzie o niebo lepsza. Wyprowadzka może pomoże jeszcze bardziej.

    @swag_kitty_lol

    OdpowiedzUsuń
  8. uh dobrze że Maddie gryzie sumienie i wie że zrobiła źle w poprzednim rozdziale:)
    jestem ciekawa strasznie jak to wszystko się potoczy..
    nie mogę doczekać się następnego rozdziału!
    kocham Cię, @idkmynameislife xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdzial swietny. Brak mi slow poprostu ydusgdjfisgdgj ; D

    OdpowiedzUsuń
  10. #TEAMHARRY i koniec! :)
    Czekam na kolejne

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiaam to opowiadaniee *o* Czekam na kolejne rozdziały afdcyhgfasd <333

    OdpowiedzUsuń
  12. jezu ciekawie co powie na to Justin xD

    OdpowiedzUsuń
  13. dziewczyno jestes genialna! zresztą wiesz o tym :)
    i ciekawe co Justin powie jdfhgkhfdgk

    OdpowiedzUsuń
  14. boję się co wyniknie z decyzji Maddie, ile Marry Moments dtajntnjwatdpmjtdtmw <3 Tak bardzo kocham Harry'ego że płakałam czytając o jego ranach. Wiem że to wszystko jest fikcją, ale sama myśl o tym, że mógłaby cierpieć wywołuje u mnie płacz, boże święty. Zabieram się za czytanie kolejnego rozdziału <3

    @muliniall

    OdpowiedzUsuń
  15. wydaje mi się że ta wyprowadzka to nie za dobry pomysł. wiem, że to cholernie niemiłe z mojej strony, ale gdybym była na jej miejscu to lepiej bym się czuła u Justina, bo nawet jeśli by nas znaleźli to zabiliby tylko jego, a jeśli znajdą mnie u Stylesów to zabiją całą rodzinę. dziwne przemyślenia, ale Justin mimo wszystko wydaje mi się bezpieczniejszy skoro sam w tym siedział

    OdpowiedzUsuń

podobał Ci się rozdział? skomentuj!